nagłówek "Avorum respice mores" (Bacz na obyczaje przodków) – dewiza herbowa przysługująca jedynie hrabiom Ledóchowskim h. Szaława link nagłówka

czerwiec 2009 r.

Szkolne wspomnienia

Artur Grottger - Szkółka wiejska

Jacek KobylińskiSpektakularny sukces portalu "Nasza Klasa" ma swoje uzasadnienie w naszej skłonności do wspominania. Lubimy cofać się w czasie, wracać pamięcią do zdarzeń z dzieciństwa i młodości. Z biegiem lat zapominamy fakty przykre, codzienne i nudne. Długo pamiętamy natomiast to, co stanowiło "poezję tamtych czasów", czyli miłe wydarzenia, osoby, nastroje, a nawet takie szczegóły jak stroje czy zapachy. Żywe są także skojarzenia osób z jakimiś zdarzeniami, przedmiotami czy miejscami. Szkołę pamięta prawie każdy do końca swoich dni. Najdokładniej zaś pierwsze szkolne przeżycia, czyli przeważnie niepewność a nawet strach przed nieznanym środowiskiem, pierwszych kolegów, pierwszą nauczycielkę i pierwsze oceny. Ja natomiast pamiętam, że w swojej Pani byłem prawie zakochany!

Szczenięce szkolne lata decydują czy szkołę się lubi, czy też nienawidzi. Osobiście lubiłem podstawówkę, nie lubiłem zaś liceum. Podstawówka była przede wszystkim mniej stresująca, klasa niewielka (dwudziestu paru uczniów), bez podziałów i konkurencji. Do szkoły ciągnęło też z powodu dziewczyn, które już w podstawówce wydawały mi się fascynujące.

Jedyna wizyta Matki na wezwanie w szkole odbyła właśnie z ich powodu. Bowiem zdaje się że w szóstej klasie wpadliśmy na pomysł, w jaki sposób zaglądać dziewczynom pod sukienki. Otóż służyło temu małe kieszonkowe lusterko, zamocowane na wierzchniej stronie pantofla. Potem trzeba było już tylko podejść do dziewczyny, zagadać i skromnie spuszczając wzrok monitorować obraz w lusterku. Nie pamiętam już tych z pewnością rozkosznych widoków, lecz awanturkę gdy wydały się te sprośne podchody. Wezwano rodzica i poddano w wątpliwość morale dziecka, ale Ojciec był aż dziwnie wyrozumiały, żeby nie powiedzieć zadowolony, widząc iż preferencje jego pierworodnego są prawidłowe, a co najwyżej za wcześnie rozbudzone.

Potem poszło już jak "z płatka". Najlepszym miejscem do zawierania nowych znajomości był obóz harcerski. W dobrym tonie było mieć tam swoją dziewczynę (7 klasa szkoły podstawowej), z którą chodziło się trzymając za rękę, na ogniskach przykrywało jednym kocem i wspólnie paliło fajki w krzakach. Całowanie jakoś nie stanowiło jeszcze wtedy specjalnej atrakcji.

Co innego czasy licealne. Lata 60. to rozkwit prywatek przy patefonie "Bambino", odtwarzającym znane szlagiery z pocztówek dźwiękowych. Nasza Matula zawsze była otwarta na takie niewinne imprezki, przy pączkach domowej roboty i oranżadzie. Światło oczywiście było zbyteczne, ogólnie było miło, ale grzecznie. Ulubiona zabawa to "gra w szczerość". Rozkręcona butelka wskazywała delikwenta, który musiał szczerze odpowiedzieć na trudne, osobiste pytanie typu: "która dziewczyna w klasie najbardziej Ci się podoba?". Alkohol pod postacią taniego wina piło się już bliżej matury i raczej na wyjazdach plenerowych (biwakach, wycieczkach szkolnych itp.). Skutek był zwykle jeden i to dość przykry. Młode organizmy broniły się przed tym mało szlachetnym trunkiem konserwowanym siarką i wydalały tą zdradziecką miksturę niedługo po wypiciu.

Szkolne autokary wożące nas z prowincji do warszawskich teatrów były niestety zanieczyszczane w swojej tylnej części. Tam to właśnie co odważniejsi, ukryci przed okiem nauczycieli, raczyli się winem i próbowali pierwszych pocałunków, tyle że potem bywało już mniej przyjemnie. O niewinne lata! (chociaż może nie do końca takie niewinne).

W liceum pojawiały się już pierwsze trwałe pary, szkolne zauroczenia czy miłości. Ale to już zupełnie inna bajka...

Ojcowie serwisu Polinów
Gawędy przy kominku i Polinowski rok
Kobylińscy
południowe Podlasie
południowe Podlasie
Kobylińscy
Kobylińscy