nagłówek "Avorum respice mores" (Bacz na obyczaje przodków) – dewiza herbowa przysługująca jedynie hrabiom Ledóchowskim h. Szaława link nagłówka

Kresowe depesze Ojca Wojciecha

Anno Domini 2022

Raport z oblężonej Ukrainy (19): Przymusowe rekolekcje
środa, 25 listopada 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMF Nagłówek może dziwić, bo co ma wspólnego wojna z rekolekcjami? Ano jednym z elementów rekolekcji powinna być, mądrze rzecz ujmując, "deprawacja zmysłów". Chodzi o to, by na czas ich trwania odłączyć się od internetu, wyłączyć telefon, telewizor itp. Można również zastosować jakąś formę postu w sensie ścisłym. To czas na modlitwę, lekturę duchową i autorefleksję.

Wojna zapewnia nam to wszystko w nadmiarze, a to dzięki coraz dłuższym przerwom w dostawie prądu. Niby jest jakiś grafik, ale nie bardzo działa (teoretycznie nie powinno być prądu dwa razy dziennie po cztery godziny, ale wczoraj nie było go przez jedenaście godzin bez przerwy, a dzisiaj ucięli już o 6:45, potem włączyli na trzy godziny i znowu ucięli). Dodajmy do tego, że bez prądu nie działa też w domu ogrzewanie… Na szczęście w salonie mamy jeszcze kominek (rodzaj zwykłej "kozy") i póki co gaz w kuchni, więc w razie potrzeby można zagrzać w garnku wodę do mycia. Ludzi w kościele też coraz mniej. Co prawda nigdy nie było ich dużo, ale spora ich część znowu wyjeżdża, co dotyczy również dotychczasowych uchodźców ze wchodu, bo rakiety walą równo po terytorium całego kraju. Podobno ok. 80% udaje się strącić, co jest wynikiem naprawdę przyzwoitym, ale z drugiej strony oznacza to, że co piąta trafia w cel, czyli głównie w elektrownie i stacje przesyłowe. Jeśli nie ma prądu, nie działa też większość sklepów, urzędów, zakładów, banków itd. Nie wyją nawet syreny alarmowe. Szwankuje też sieć komórkowa, o internecie nie wspominając.

Co więc w takich warunkach można robić? Póki jest światło dzienne, albo jeśli nie wyczerpie się akumulator w latarce można czytać, pójść na różaniec, zrobić rozmyślanie… Wreszcie zacząłem rozumieć frazę: „długie jesienne wieczory”. No, po prostu życie jak w podczas zakonnych rekolekcji.

Wiem, nie brzmi to strasznie i pewnie zaraz ktoś mi powie, że wiele osób marzy o takim czasie. Jest na to prosta rada: przyjeżdżajcie na Ukrainę! Granica jest otwarta, a dokoła jest mnóstwo domów, które można tanio wynająć.

No dobrze, ale właśnie pada mi bateria w laptopie, więc będę kończył i zatopię się w dalszych rozmyślaniach…

2 (14). Cmentarne gusta
5 listopada 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFUkraińskie poczucie smaku charakteryzuje się większą wyrazistością w stosunku do standardów Polskich. Zarówno w życiu, jak i w modzie Ukraińcy nie uznają półśrodków. W stroju kobiet często dominują kolory jaskrawe, żywe i do tego stopnia nasycone, że u osób bardziej wrażliwych może powodować ból zębów. Jak już coś robić, to porządnie. Jeśli makijaż, to widoczny z daleka. Po co malować się tak, żeby ktoś mógł to przegapić? Osobiście takie podejście do stylu bardzo mi odpowiada, choć czerwone plamy ze szminki na puryfikaterzu są prawdziwym utrapieniem. Ale ja dzisiaj zupełnie o czym innym.

Rozpoczął się listopad, miesiąc w którym częściej niż zwykle odwiedzamy cmentarze. Miejscowe są w sumie podobne do tych w Polsce, choć z reguły zaniedbane i tworzone bez żadnego planu (raczej zapomnijcie o alejkach). Same jednak obrazy na nagrobkach to osobny temat. Forma przypomina nieco rumuński „Wesoły Cmentarz”, choć technika jest inna i nie tak kolorowa. Przykłady na zdjęciach.

1 (13). Chruszczówki
22 września 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFJedną z pierwszych rzeczy, jakie rzucają się w oczy po przyjeździe na Ukrainę, są blokowiska złożone z tzw. chruszczówek (oczywiście od nazwiska Nikity Chruszczowa). Zasadniczo są bardzo podobne do bloków pozostałych u nas po epoce PRLu, z tym że u nas z reguły budowało się je z wielkiej płyty, a tutaj pustaków lub cegieł. To zapewne sprawa dostępności materiałów. W każdym razie często na ich widok do dzisiaj dopada mnie nostalgia i wcale nie żałuję, że wychowałem się w bardzo podobnym.

Poza fatalną izolacją, bloki te charakteryzują się mikroskopijnym rozmiarem mieszkań, a już szczególnej miniaturyzacji podlegała kuchnia. Podobno sam Chruszczow zarządził taki projekt architektoniczny, by uniemożliwić ludziom wspólne spożywanie posiłków. Przecież, jak powszechnie wiadomo, rodzina spotykająca się przy stole od razu zaczyna spiskować przeciw władzy, a tego za wszelką cenę chciał uniknąć.

Ludzie jednak na ogół okazują się mądrzejsi od każdej władzy, i to raczej wcześniej niż później. Jednym z ciekawszych wynalazków były obecne niemal w każdym mieszkaniu kuchenne narożniki, na których da się ścisnąć nawet cztery osoby (plus kolejne trzy na taboretach). Po drugie, ludzie masowo zabudowują tu balkony (i to nie tylko loggie), by choć odrobinę powiększyć metraż swojego mieszkania. W przypadku nowych bloków sam deweloper potrafi już dzisiaj zadbać, by od początku tak właśnie było. Do tego, rzecz w Polsce całkowicie nie do pomyślenia, przy blokach stoją dobudówki, i to czasami sięgające kilku pięter. Najwyraźniej tutejsza władza zdaje sobie sprawę, że życie i tak jest trudne, więc po co ludziom narzucać jeszcze dodatkowe zakazy? Procentuje to zwłaszcza w obecnych niespokojnych czasach, kiedy to samowolka i "sobieradzizm" na wielu płaszczyznach życia pomaga ludziom jakoś przetrwać.

Raport z oblężonej Ukrainy (18): Tymczasem na Ukrainie…
piątek, 16 września 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMF Dawno niczego tutaj nie pisałem, ale na szczęście nie bardzo było o czym. Syreny alarmowe wyją jak wyły (choć trzeba przyznać, że ostatnio znacznie rzadziej), ludzie szykują się do zimy (czas zbierania plonów i robienia przetworów, a w lasach pojawiło się bardzo dużo grzybów), spora część parafian wróciła z zagranicy do swoich domów i kościół zrobił się mniej pusty. Doniesienia z frontu ostrożnie optymistyczne, ale sądząc po konduktach żałobnych, liczba pogrzebów poległych żołnierzy wcale nie maleje. W szkołach rozpoczął się rok szkolny (w wielu placówkach, z uwagi na przebywających tam uchodźców, co drugi tydzień nauczania jest zdalny). Ja zacząłem przygotowania grupki młodzieży do bierzmowania, które ma się odbyć podczas wizytacji kanonicznej w październiku. Wróciły też jakieś młodzieżowe spotkania i krótkie wyjazdy. Późne lato w naszym dekanacie to również czas wielu odpustów, jest więc sporo okazji do braterskich spotkań.

Na ulicach Truskawca wojny w zasadzie nie widać. Ot, tu i tam pojawi się jakiś żołnierz w mundurze, no i w nocy wyłączane są wszystkie latarnie. Wiadomo, że przywozi się tu wielu rannych, ale ci w zasadzie nie opuszczają wojskowych ośrodków. Do początku września widać było za to tłumy turystów – w końcu to najważniejsza miejscowość uzdrowiskowa w kraju i wiele osób mimo wszystko chciało dobrze wykorzystać ostatnie dni wakacji. Obecnie jest ich mniej, ale i tak codziennie na deptaku odbywają się jakieś koncerty, głównie patriotyczne, a że mieszkamy w samym centrum, codzienna rozrywka jest zapewniona.

Bardzo spodobał mi się najnowszy trend, polegający na rezerwowaniu miejsc w hotelach na Krymie na przyszły rok. W sezonie letnim ponoć nie ma już wolnych miejsc… To się nazywa morale!

Nuda? Być może. Ale oby było jej jak najwięcej.
„Ludzie szybko nużą się tym co nie jest nudne, a to, co ich nie nuży, zazwyczaj jest nudne. Tak już jest. W moim życiu jest może miejsce na nudę, ale nie na znużenie. Większość ludzi nie umie ich odróżnić”.

Haruki Murakami, Kafka nad morzem".

Raport z oblężonej Ukrainy (17): Sto dni wojny…
piątek, 3 czerwca 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMF…a końca nie widać i zdecydowanie nie budzi ona już tak wielkich emocji, jak na początku (chyba, że zniecierpliwienie). Ot, syreny przeciwlotnicze wyją jak wyły, w sklepach drożyzna i brak wielu produktów (np. soli), ceny paliwa, o ile jakimś cudem można je gdzieś dostać, wyższe niż w Polsce. Na wschodzie ciągle giną ludzie, strzela się do cywilów, kobiety i dzieci są gwałcone, coraz to nowi znajomi dostają powołanie do wojska, od czasu do czasu widać kondukty żałobne poległych żołnierzy, które spontanicznie zmieniają się w patriotyczne manifestacje. Dużo łez, smutku, niepewności. Ale i nadziei…

Coraz więcej naszych parafian wraca do siebie. Kolejni zapowiadają powrót pod koniec miesiąca. Może biednie, bez perspektyw i nie do końca bezpiecznie, ale za to u siebie. Słysząc takie rzeczy zazwyczaj odpowiadam, że aby się o tym przekonać, koniecznie trzeba najpierw wyjechać i zatęsknić. Poza tym Ukraina to naprawdę piękny kraj, a naród ukraiński w swojej historii chyba nigdy jeszcze nie był tak zjednoczony.

Z ciekawszych wydarzeń ostatniego czasu:

Do Borysławia z wizytą zawitała Angelina Jolie. Odpowiadając na niezadane pytanie: nie, nie spotkaliśmy się – trudno było uzgodnić grafiki. Poza tym przyjechała spotkać się z dziećmi, które uciekły tu przed wojną, a nie ze mną. Szacunek.

W sklepach pojawiły się niecodzienne zabawki, np. pluszowe rakiety. Przyznaję, że nie do końca to rozumiem… Że niby dzieci mają się do nich przytulać?

W Szkole Polskiej robiliśmy ostatnio domowej roboty batony energetyczne dla żołnierzy. Miły gest, nawet jeśli pomoc raczej symboliczna. Symbole są ważne.

Wczoraj byliśmy z ministrantami na diecezjalnym zjeździe służby liturgicznej we lwowskim seminarium. Nawet coś tam wygrali w konkursie biblijnym. Były też kiełbaski z grilla, a w drodze powrotnej lody. Każdy wymiar normalności zyskuje dzisiaj na znaczeniu. Może za dwa tygodnie wybierzemy się w góry? Na jakiś dłuższy wakacyjny wyjazd nie ma chyba co w tym roku liczyć…

W lipcu mimo wszystko mają ruszyć piesze pielgrzymki do sanktuarium Matki Bożej w Bołszowcach. Nasza dekanalna grupa rusza ze Stryja szóstego lipca. Wspominam o tym, bo może ktoś zechce się dołączyć? Nie ma to przecież jak czterdzieści kilometrów dziennie po roztapiającym się asfalcie (chyba, że akurat będzie padało). Radochy po spocone pachy – kto był, ten wie… Dodatkową atrakcję może jednak stanowić akompaniament syren przeciwlotniczych.

Raport z oblężonej Ukrainy (16): Jak trwoga, to do Boga!
środa, 13 kwietnia 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFOd początku wznowienia działań wojennych pojawiło się u nas wiele bilbordów z patriotycznymi hasłami (o jednym już pisałem). Co ciekawe, duża ich część bezpośrednio odnosi się do wiary (przykładowo: „Jedyny i wielki Boże, chroń Ukrainę”, „Boże dodaj sił naszym żołnierzom”, „Walczcie i zwyciężajcie, Bóg wam pomoże [Taras Szewczenko]”) lub jest wyciągnięte wprost z Pisma Świętego („Z twoją pomocą Boże, zwyciężymy naszych nieprzyjaciół [Ps 44, 6]”, „Zwracam swe oczy ku górom, skąd nadejść ma dla mnie pomoc. Pomoc moja od Pana, który stworzył niebo i ziemię [Ps 121, 1-2]”.

Stanowią one ilustrację pięknej skądinąd zasady: „Jak trwoga, to do Boga”. Czy tylko ja mam wrażenie, że nauczyliśmy się ją wyśmiewać jako „niechrześcijańską”? No bo co to za chrześcijanin, który woła do Boga tylko w potrzebie? Efekt tego jest taki, że już nawet w trwodze często o Nim zapominamy i polegamy wyłącznie na własnych siłach. No bo przecież w każdej sytuacji „musimy sobie jakoś poradzić”. Ja nie muszę, a w każdym razie podoba mi się ta pełna prostoty postawa wielu Ukraińców, którzy w przebiegu tej wojny widzą namacalne działanie Boga i to Jemu przypisują wszystkie zasługi. Przecież to On zbawił świat, nie my. Prawda?

Raport z oblężonej Ukrainy (15): W czasie wojny dzieci się nudzą
czwartek, 7 kwietnia 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFDuża część z nich co prawda wyjechała, by nudzić się gdzie indziej (chyba, że poszły w Polsce do szkoły, ale w przypadku braku znajomości języka pewnie średnio to pomogło – zupełnie serio, wyrazy szacunku dla nauczycieli zmagających się z tym problemem – hold fast!), ale część jednak została.

Szkoły działają tutaj gorzej niż w czasie kwarantanny: nauczanie on-line, lekcje po 20-25 min. i brak połowy uczniów, więc kiedy w końcu kiedyś wojna się skończy i tak będzie trzeba zaczynać wszystko od początku, więc jaki w tym sens (rozumieją to zarówno uczniowie, jak i nauczyciele)? Pozostają gry komputerowe, social-media i telewizja, bo przecież nie książki. Można też trochę poszwendać się po mieście, bo raczej nigdzie dalej się nie pojedzie. Na wyjące czasem kilka razy dziennie syreny alarmowe w zasadzie nikt już nie reaguje, najwyżej odruchowo spojrzy w niebo czy nie widać, by coś się działo…

Zaczęliśmy zatem ze wzmożoną intensywnością organizować spotkania na parafii i w Szkole Polskiej. Ktoś zapyta, dlaczego dopiero w czasie wojny? Ano dlatego, że wcześniej dzieciaki zwyczajnie nie miały na to czasu (moim prywatnym zdaniem, ilość zajęć pozalekcyjnych wśród dzieci i młodzieży ociera się o absurd). Teraz, pozbawieni wszelkiego rodzaju korepetycji, zajęć sportowych, szkół muzycznych czy językowych, zaczęli się… nudzić. Poza jakąś cząstką modlitewną, uczymy się więc chociażby grania w karty… Brydż ma limit czterech osób, na pokera pewnie przyjdzie jeszcze czas (poza tym generalnie chudo z kasą), na razie pozostaje więc „DIXIT”, której od lat jestem fanem. W przyszłym tygodniu może przerzucimy się „Durnia”, albo „Gównowoza”. Jest też okazja, żeby wspólnie wypić herbatkę, zjeść coś słodkiego i spokojnie porozmawiać (dla mnie to też niezastąpiona lekcja językowa). Jak to było: „Nie samym chlebem żyje człowiek”? Czasem bardziej potrzeba zwykłej obecności, spokoju i normalności w nienormalnym świecie.

Raport z oblężonej Ukrainy (14): Sposób na wojenną nudę
wtorek, 5 kwietnia 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFKiedy na początku wojny powiedziałem, że ta jest nudna, kilka osób się na mnie oburzyło. Co myślicie teraz, biorąc pod uwagę, że w najbliższej perspektywie nie widać jej końca? „Nuda: negatywny stan emocjonalny polegający na uczuciu wewnętrznej pustki, zwykle spowodowany jednostajnością”. Według mnie do obecnej sytuacji pasuje jak ulał…

Długo nie pisałem z dwóch powodów. Pierwszym był wyjazd do Polski na głoszenie rekolekcji – miła odmiana. To jednak przejaw normalności, a nie wojny. Życie jest ciekawe. Wojna natomiast jest fascynująca tylko z pozoru, a w rzeczywistości – nudna jak grzech, albo jeszcze lepiej, nałóg: jeśli ktoś się kiedyś z jakiegoś próbował wygrzebać, wie o czym mówię. I straszna. Tak uważam.

Drugim jest to, że staram się by te "depesze" były mimo wszystko w jakiś sposób lekkie i zabawne (głupawe z definicji), a obecna sytuacja wcale do śmiechu nie nastraja. Ale spróbujmy:
Nie znalazłszy lepszego sensownego zajęcia zacząłem ostatnio odmawiać po cztery części różańca dziennie, a uważam tę modlitwę za najnudniejszą, jaką kiedykolwiek wymyślono. Ktoś potrafi wskazać mi sens klepania w kółko tych samych modlitw? Ale to właśnie o tę modlitwę prosiła Maryja w trakcie licznych objawień, nie tylko w Gietrzwałdzie, Lourdes czy Fatimie (w tej ostatniej mówiła chociażby: „Odmawiajcie codzienni różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec Wojny”), a z Mamą się nie dyskutuje, prawda? Zresztą, czy ja muszę wszystko rozumieć? Uczciwie przyznaję, że w domowej kaplicy nie dałbym rady, więc przy okazji spaceruję, poznając różne zakamarki miasta. Stąd tych parę zdjęć z lokalnymi kapliczkami. Swoją drogą, mieszka tu niezwykle pobożny naród.

Na szczególną uwagę zasługuje figura Opieki Matki Bożej (Покровии/Pokrowy). Przedstawia ona Bogurodzicę trzymającą w dłoniach rozpostarty nad ludźmi welon (maforion) i jest bardzo charakterystyczna dla całej Rusi.
Królowo Pokoju – módl się za nami!

Raport z oblężonej Ukrainy (13): Patriotyzm językowy
środa, 16 marca 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFWarto wiedzieć, że Ukraina wschodnia (z Kijowem i Odessą włącznie) mówi generalnie w języku rosyjskim. Języka ukraińskiego dzieci często uczą się dopiero w szkole. W związku z dużą liczbą uciekinierów z tych terenów, ostatnio w Truskawcu na drzwiach różnych sklepów i punktów usługowych pojawiły się ciekawe ogłoszenia, np.: Ukraińcy! W związku ze stanem wojennym, dla własnego bezpieczeństwa, rozmawiajcie w języku ukraińskim. Niech żyje Ukraina!", albo: "U nas tylko po ukraińsku! Język też jest bronią!".

Raport z oblężonej Ukrainy (12)
poniedziałek, 14 marca 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFPoza doniesieniami z frontu, dzisiaj nic ciekawego się nie wydarzyło.
Wczoraj też nie.
Przedwczoraj i dwa dni temu również…
Nawet strażnicy na postach przed miastem gdzieś zniknęli.
W Truskawcu tłumy ludzi – ciężko przejechać samochodem i co rusz ktoś zastawia naszą bramę wjazdową. Ceny szybują w górę. Kolejne transporty z pomocą przewijają się przez Borysław. Czekamy…

Raport z oblężonej Ukrainy (11): Wyjątkowe okoliczności wymagają wyjątkowych środków (wyrazu)
środa, 9 marca 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFSymbolem prowadzonej właśnie wojny Ukrainy z Rosją stało się to, co wydarzyło się pierwszego dnia jej trwania na Wężowej Wyspie. Dla niezorientowanych: do rzeczonej wyspy podpłynął wówczas rosyjski statek wojenny i wezwał stacjonujących tam pograniczników do poddania się. Ci, mimo braku broni ciężkiej i beznadziejnej sytuacji, odpowiedzieli z właściwą Ukraińcom fantazją: „Ruski wojenny statku, pier*ol się!”. Wszystko skończyło się ostrzałem artyleryjskim, który – jak wynika z ostatnich doniesień – obrońcy ostatecznie jakimś cudem przeżyli.

Nie pisałbym o tym, gdyby nie zakrojona na szeroką skalę akcja propagandowa i bilbordy, na których słynne już hasło napisane jest bez żadnej cenzury. Takie rzeczy tylko na Ukrainie!😁

Raport z oblężonej Ukrainy (10): Pomagać, ale jak?
poniedziałek, 7 marca 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFWiele osób pyta mnie ostatnio, jak może pomóc. Kiedy wyjeżdżałem na Ukrainę, siostra Maria Czepiel CSSE, która również kiedyś tutaj pracowała powiedziała mi, że jej zdaniem Ukraina obłożona jest wieloma klątwami, a jej ziemia przesiąknięta krwią. Takie rzeczy nie pozostają bez echa w sferze duchowej. Potrzeba zatem wiele modlitwy i mszy św. odprawionych na tych terenach. Między innymi po to tu jesteśmy.

Najważniejszą formą pomocy jest zatem modlitwa za Ukrainę. Tak uważam. Ostatnio dociera do mnie trochę głosów w rodzaju: „Ojcze, chcę się modlić za Ukrainę, ale mi nie wychodzi/przychodzi mi to z trudem”. To dobry znak. Znaczy, że na poziomie duchowym rozgrywa się jakaś walka i zgodnie z ignacjańską regułą agere contra, tym bardziej warto zintensyfikować wysiłki. Ma być trudno!

Raport z oblężonej Ukrainy (9): Czekając na Godota 2.0
sobota, 5 marca 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFPostaram się wyjaśnić na przykładzie co miałem na myśli mówiąc o tym, że wojna jest nudna:
Wczoraj był dobry dzień: pierwszy piątek miesiąca, więc jak co miesiąc po porannych modlitwach i szybkim śniadaniu pojechałem z wizytą do chorych w Borysławiu. Wróciłem około drugiej, krótka sjesta, potem pierwszopiątkowa spowiedź w Truskawcu i znowu do Borysławia na spowiedź, mszę św. i Drogę Krzyżową. Powrót ok. 19:00, kolacja, a po 21:00 jeszcze raz do Borysławia, odwieźć przed godziną policyjną współbraci, bo miał przyjechać jakiś bus z pomocą humanitarną, który trzeba było rozładować (mieli wrócić z jednym z parafian, który ma specjalną przepustkę). Ja wspaniałomyślnie zgłosiłem się do przypilnowania w tym czasie domu. W każdym razie położyłem się spać ze świadomością dobrze (intensywnie) przeżytego dnia.

Natomiast dzisiaj rano na modlitwach byłem sam (bus zamiast o 22:00 przyjechał dopiero o 2:00 w nocy). Z samego rana miały przyjechać do Borysławia dwa TIR-y z pomocą humanitarną (każdy po blisko 40 ton). Jeden trzeba przepakować na inny samochód, który pojedzie dalej do Kamieńca Podolskiego, a rzeczy z drugiego upchnąć gdzieś na zapleczu u sióstr. Rano okazało się, że trochę się spóźnią, pojechałem więc dopiero na poranną mszę. Na miejscu zastałem kilkudziesięciu ludzi zwołanych do rozładunku. Wszyscy czekają. Odprawiłem mszę i nabożeństwo pierwszosobotnie. Poza rozładowywaniem TIR-a miałem zaplanowaną na dzisiaj tylko wizytę w Drohobyczu w Fundacji Św. Antoniego (również dostali jakąś pomoc i mam porobić trochę zdjęć), demontaż pożyczonego bagażnika z dachu samochodu i umycie auta. Minęła 10:30. Wiadomość, że nasz transport dopiero mija granicę i ma dotrzeć ok. 12:00. Ludzie czekający na rozładunek chwilowo się rozchodzą. Nie bardzo opłaca mi się wracać do domu ani jechać do Drohobycza, bo mogę się ze wszystkim nie wyrobić (to 20 min. drogi w jedną stronę). Bez sensu. Zostaję więc na miejscu. Siostra Nina częstuje mnie drugim śniadaniem, zmywam naczynia, odpisuję na jakieś wiadomości, idę na adorację, odmawiam różaniec. Czekamy…

Dochodzi 13:00. Transportu nie widać. Okazuje się, że tyle trwała odprawa i dopiero wyjeżdżają z przejścia granicznego. Mają być za dwie godziny… Wyjazd do Drohobycza odkładam do poniedziałku. Wracam do domu. Zaczynam sprzątać pokój (jutro niedziela). O 15:00 wiadomość, że ciężarówki są już w Samborze i za pół godziny będą w Borysławiu. Zbieram się i jadę. Na miejscu czeka już kilkadziesiąt osób do pomocy przy rozładunku (dwa razy więcej niż rano – wieści jak widać szybko się roznoszą, a ludzie najwyraźniej nie bardzo wiedzą, czym się zająć). Ciężarówek nie widać. Biorę różaniec i spaceruję wokół kościoła. Dwie i pół części różańca później pojawiają się wreszcie samochody (kierowcy nie wzięli pod uwagę stanu tutejszych dróg i posterunków na rogatkach większych miejscowości). Ludzi nazbierało się już ze dwie setki. Robię parę zdjęć, rozmawiam z kierowcami. Więcej pracy dla mnie nie ma… Na cholerę więc sterczę tutaj pół dnia? Jestem wykończony, a przecież nic nie zrobiłem!

Charków płonie (to blisko 1000 km stąd). W nocy Rosjanie ostrzelali elektrownię atomową w Zaporożu (900 km). Kijów ciągle się boni (ponad 500 km). Jeśli ruszy ofensywa na zachód, Putin może zechcieć odciąć pomoc z Polski i ruszyć z operacją wojskową z terenów Białorusi na południe. Wtedy mogą dotrzeć i tutaj. Na razie jednak nic takiego się nie dzieje, ale niczego nie można być pewnym. Nic też nie da się zaplanować. Czekamy…

Czekają ludzie przed przejściami granicznymi. Ci, którzy granicę ją przekroczyli, czekają na moment kiedy będą mogli wrócić (i czy będą mieli do czego?). Ci co zostali, czekają na dalszy rozwój wypadków (może już jutro wojna dotrze także tutaj?). Wszystko zawieszone w jakiejś piekielnej tymczasowości. Tak działa „воєнний бардак” (czyt. „wojenna rozpierducha”). Nuda zabija.

Raport z oblężonej Ukrainy (8): Problemy z prohibicją
czwartek, 3 marca 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFZacznijmy od tego, że mieszkamy w najbezpieczniejszej części kraju: miejscowość turystyczna u podnóża Karpat, blisko granicy z Polską, 80 km na południe od Lwowa. Do tej pory nie dane mi było zobaczyć żadnego rosyjskiego żołnierza (i lepiej, by tak już zostało). Z tego powodu ostatnio tłumnie trafiają do Truskawca biznesmeni z Kijowa (często z rodzinami), którzy nie mogą uciec za granicę i mieszkają w miejscowych hotelach. Siedzą więc w swoich apartamentach, mają dużo czasu, a tu rząd Ukrainy wprowadza zakaz sprzedaży alkoholu… Toż to zbrodnia przeciwko ludzkości! Wojna jest okrutna…

Przy okazji, niektórzy zarzucają mi żartobliwe, a niekiedy niesmaczne podejście do tematu wojny. Wasze prawo. Jeśli ktoś chce zobaczyć bombardowania lub tłumy uchodźców, wystarczy, że włączy dowolny serwis informacyjny. Przynajmniej do tej pory dla mnie wojna ma nieco inny charakter, a telewizji w zasadzie nie oglądam. Wiele wokół heroizmu i ludzkiego cierpienia (wynikającego chociażby z lęku o bliskich, rozbicia rodzin i zwykłej biedy ekonomicznej, która wcale nie zaczęła się tydzień temu), ale jak zawsze nie brakuje też cwaniactwa i żerowania na ludzkiej krzywdzie. To też jest oblicze wojny.

Zresztą pisząc te słowa siedzę sobie spokojnie we własnym pokoju, a postanowienie postu, m.in. od alkoholu, podjąłem już jakiś czas temu. Jakie więc prawo mam oceniać?

Raport z oblężonej Ukrainy (7)
poniedziałek, 28 lutego 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFPoniedziałek okazał się w dużej części dniem straconym na (a jakże) czekaniu (nuda). Gdybym wiedział, jak ten dzień się ułoży, zaplanowałbym go inaczej. No ale nie wiedziałem, a w końcu nie chciałem wjeżdżać na Ukrainę po nocy (godzina policyjna, bandy maruderów, dziury w drodze itd).

Wyjechałem więc we wtorek 1 marca rano samochodem wypakowanym różnymi darami pod dach. Na granicy obyło się bez problemów – nie obowiązują limity odnośnie do bagażu, certyfikaty szczepień ani ubezpieczenia na COVID-19, co w obecnej sytuacji jest chyba dosyć oczywiste. Kolejka od strony ukraińskiej też jakby trochę mniejsza, ale to ciągle jakieś 8 kilometrów. W jakimś punkcie, gdzie serwują ludziom wrzątek, zostawiam trochę chleba i owoców od braci bonifratrów. Na rogatkach miast poustawiane są posterunki obrony cywilnej. Zazwyczaj są to betonowe bloki albo zapory z worków z piaskiem, które trzeba minąć slalomem (a więc i zwolnić), przy których dokonuje się kontrola dokumentów (Dokąd jedziecie? Co wieziecie? Broni nie przewozicie?). W metalowych beczkach płonie ogień, przy którym strażnicy mogą się choć trochę ogrzać. Zdjęć oczywiście nie robiłem, bo mogliby mnie wziąć za dywersanta.

Pierwszy przystanek u sióstr w Samborze, drugi w Borysławiu (siostra Nina jest już z powrotem), trzeci w Drohobyczu przy Fundacji św. Antoniego. Wszędzie wyładowuję dary.

W Drohobyczu zostaję poczęstowany obiadem (dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, jaki byłem głodny). Tutaj też zastaje mnie alarm przeciwlotniczy (ogłaszany dla całego województwa). Dziewczynom z fundacji chyba bardzo podoba się tłumaczenie mi, jak mam się zachować (nie zbliżać się do okien, zamontować odpowiednią aplikację itd.). Chowamy się u sąsiadki na zapleczu sklepiku z chemią, który znajduje się w piwnicy budynku.

Pół godziny później jadę do domu. Szybko witam się ze współbraćmi i jadę na mszę do Borysławia. Po drodze kolejny posterunek obrony cywilnej (wyłączyć światła mijania, włączyć awaryjne i oświetlenie w kabinie: Dokumenty. Dokąd jedziecie? Co wieziecie? Broni nie przewozicie?).

Do domu docieram w okolicach 19:00. Siadamy jeszcze ze współbraćmi w kuchni przy jakiś słodyczach (w końcu to ostatki) i idę spać. Dobrze być u siebie (mimo wszystko)...

Raport z oblężonej Ukrainy (6)
niedziela, 27 lutego 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFModlitwa za Ukrainę Granicę przekraczamy o 13:30 czasu ukraińskiego lub 12:30 czasu polskiego. Ta zmiana czasu zawsze była dla mnie czymś niemal magicznym. W każdym razie w kolejce spędziliśmy prawie 40 godzin. Na przejściu dzieci dostają od strażaków musy owocowe i rogaliki. Na miejscu wszystko odbywa się już bardzo sprawnie. Wszystkie możliwe pasy ruchu są otwarte plus korytarz dla pieszych, ale procedury trwają. Po drodze zatrzymujemy się na stacji Shella. Nie chcą od nas wziąć pieniędzy za kawę. Dzieci dostają słodycze. Na parkingu jakiś chłopak proponuje pomoc. Dostajemy od niego soczki do picia i wilgotne chusteczki. Nagle wszystkiego jest nadmiar. Dawno nie czułem się tak dumny z tego, że jestem Polakiem. Zastanawiam się tylko, co będzie jeśli sytuacja zacznie się przedłużać, Ukraińców przybywać, a ich obecność np. po miesiącu, uwierać... Z drugiej strony w szkole języka francuskiego dostałem swego czasu ksywkę "Monsieu Mai" – "Pan Ale", co przy rozważaniu tej kwestii może okazać się znaczące.

Dojeżdżamy do braci Bonifratrów w Iwoniczu. Bardzo ciepłe przyjęcie. Wreszcie można wziąć prysznic! Odprawiam jeszcze Mszę św. w intencji parafian, których zostawiłem, przepakowuję samochód (ładuję jakąś pomoc humanitarną) odmawiam brewiarz i szykuję się do snu. Jutro droga powrotna.

Raport z oblężonej Ukrainy (5)
wieczór, sobota, 26 lutego 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMF12 godzin później, 3 kilometry dalej – nudzi mi się. Przed nami jeszcze 360 samochodów. Widział ktoś emotikona dłubiącego w nosie? Tu by pasował. Za nami sznur samochodów ciągnie się podobno do samego Sambora (40 km stąd). Czy powinno mnie to pocieszać? W każdym razie nie działa. Brat Grzegorz uraczył mnie wiadomością następującej treści: "Jakbyś miał jakiś problem to broń Boże nie dzwoń, bo ja się niczym nie będę zajmował". Popłakałem się ze śmiechu. Kocham czarny humor (albo to ta nuda)! Poza tym nic ciekawego się nie wydarzyło.

Raport z oblężonej Ukrainy (4)
ranek, sobota, 26 lutego 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMF Poranna refleksja natury ogólnej na temat: Czym jest wojna?
Wojna to moim zdaniem przede wszystkim nuda. Ale nie taka zwyczajna, którą można przezwyciężyć chociażby odpalając jakąś aplikację w telefonie. To nuda śmiertelna. Idziesz do sklepu, bo właśnie rzucili gdzieś chleb i stoisz w stumetrowej kolejce – nuda. Chcesz uciekać za granicę i stoisz kilkanaście godzin w sznurze samochodów – nuda. Siedzisz w domu, nadsłuchujesz wycia syren i śledzisz wiadomości w telewizji – nuda. Wczoraj gdzieś w oddali słychać było strzały albo gdzieś w pobliżu przeleciał samolot, a podobno sto kilometrów dalej walnęła rakieta, ale ty (dzięki Bogu!) tego nie widziałeś – nuda. A jednocześnie siedzisz jak na szpilkach i zastanawiasz się, co przyniesie jutro, kiedy i jak to się skończy? Te natrętne myśli z tyłu głowy nie pozwalają ci się skupić na niczym innym, więc ta nuda cię zabija. Nie od razu, ale powolutku, krok po kroku. Kawałek po kawałku. W taki bardzo nudny i jakże mało widowiskowy sposób. Do tego naprawdę jesteś wdzięczny Panu Bogu, że nie dzieje się nic ciekawego...
Taki obraz można wyczytać w wojennych pamiętnikach, tak było w Afryce, tak jest teraz.

Przez cały noc posunęliśmy ledwo o kilometr, przed nami jeszcze siedem... Nudzimy się. Nudzi się kilka tysięcy osób wokół nas. Co za marnotrawstwo czasu i energii! Wojna jest głupia (to dopiero odkrycie!). Na szczęście nic ciekawego się nie dzieje. Podwójne szczęście, bo siedzimy w ciepłym samochodzie (w nocy był przymrozek). I mamy kanapki. Ktoś w mijanym domu serwuje ludziom wrzątek. Toalety nie ma. Dzieci grzeczne. I piękne słońce wstało.

"Broń to tylko przygodne narzędzie, które ma zmusić przeciwnika do zmiany zamiarów. Jedynym polem bitwy jest umysł. Wszystko inne to nieistotny szum".

Lois McMaster Bujold

Raport z oblężonej Ukrainy (3)
piątek, 25 lutego 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFModlitwa za Ukrainę Po porannych modlitwach dzwonię do s. Teresy. Razem z Lesią stoją już cztery godziny na granicy. Kolejka ciągnie się jeszcze przez 12 km. Dzisiaj mam się przenieść na kilka dni do Borysławia (nasza druga parafia, gdzie na co dzień mieszkają siostry), pilnować domu. Po śniadaniu telefon od Oli Pawłowskiej (tej samej, która wczoraj próbowała załatwić paliwo). Pyta, czy nie przewiózłbym przez granicę dwóch rodzin: jedna z nich dwanaście godzin stała na granicy, ale nie wypuścili ich ojca (wrócili do Drohobycza). Jako obywatel RP mogę wyjechać i wjechać z powrotem (chyba). Gadamy o sytuacji z Krzyśkiem (proboszczem). Obaj należymy do osób działających w trybie: „Jeśli chcesz czegoś ode mnie dzisiaj, powiedz mi to wczoraj”. Dzwoni kleryk Artur (redemptorysta) z pytaniem, czy możemy odwieźć jego mamę i brata na przejście graniczne dla pieszych. Kolejne rodziny z parafii myślą o wyjeździe, albo już ich nie ma.

Odbieramy drugi samochód z warsztatu. Staje na tym, że ja mam jechać przewieźć ludzi przez granicę, a Krzysiek jutro odwieźć ludzi do granicy.

Dzień schodzi mi na załatwianiu jakichś dokumentów, montowaniu pożyczonego bagażnika na dachu, dochodzę też do wniosku, że to najlepsza pora, by zająć się montowaniem lampki wiecznej w kaplicy (też tak macie, że jak jest za dużo roboty, to bierzecie się do zaległych robót?). Nie zdążyłem zjeść obiadu. Skracam adorację po Mszy w Borysławiu do jednej godziny i dzięki Bogu, bo kiedy wychodzę z kościoła okazuje się, że muszę jak najszybciej się zbierać, zabrać ludzi z Drohobycza i jechać na granicę. Między 22:00 a 7:00 obowiązuje godzina policyjna, a minęła już 19:00 (rano może być za późno).

Panuje spory ruch. Po drodze mijamy kilka posterunków policji. Podjeżdżamy do kolejki na granicy: 15 km. Brak możliwości, by przecisnąć się bokiem i poszukać auta, którego miejsce mamy zająć (bardzo wąska droga). Jedziemy naokoło blisko 40 km po bocznych, bieszczadzkich drogach. Powiem tylko tyle, że jeśli narzekacie na stan polskich dróg to znaczy, że nie jeździliście po żadnych innych... Po blisko dwóch godzinach wyjeżdżamy na główną drogę i musimy się cofnąć dobre 3 km, by zająć czekające na nas miejsce. Krótkie pożegnanie między ojcami, którzy zostają a żonami i dziećmi, które wiozę dalej. Warto zaznaczyć, że dzieci nad wyraz grzeczne. Jem zimną zupę ze słoika, którą ktoś dla mnie zabrał (pierwszy prawdziwy posiłek od śniadania).

Stoimy w kolejce, a ja piszę tę relację na telefonie. Jest 2:30. Internet jeszcze działa 🙂

Pozdrawiam i proszę o dalszą modlitwę za Ukrainę

Raport z oblężonej Ukrainy (2)
piątek, 25 lutego 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFModlitwa za Ukrainę Od wczoraj wiele osób do mnie pisze z pytaniem, czy obecne jestem na Ukrainie. Mówiąc krótko: tak. Nie wszystkim mam głowę odpisać, albo wysyłam po kolei tę samą odpowiedź – wybaczcie. Pomyślałem więc, że może przeproszę się z Facebookiem, żeby dać znać co u mnie, jeśli kogoś to będzie interesować.

Wczoraj (24 lutego) o 7:00 zadzwonił ojciec prowincjał z pytaniem co u nas? W ten sposób dowiedziałem się o agresji Rosji. Jesteśmy (ja i dwóch współbraci) na zachodzie kraju (Truskawiec, obwód lwowski). Dopiero po modlitwach śniadaniu przyszło nam do głowy, że może „na wszelki wypadek” warto byłoby zatankować samochód (bak pełny tylko w połowie), tym bardziej, że drugi znajduje się aktualnie w warsztacie. Niestety obudziliśmy się trochę późno, bo przed wszystkimi stacjami paliwowymi zdążyły się już ustawić kilometrowe kolejki. Ustawiłem się w jednej z nich lekko za miastem.

Niestety, kiedy przede mną stało już tylko kilka samochodów zabrakło oleju napędowego (mam diesla). W międzyczasie jednak dostałem telefon od znajomej, która akurat przebywa w Polsce, że ma zaprzyjaźnionego dyrektora stacji paliw w Bilechowie (półtorej godziny drogi) i by tam jechać. Radziła też zabrać kanistry lub plastikowe butle na wodę, żeby zgromadzić zapas. Zabrałem z piwnicy dwa stare baniaki po jakichś chemikaliach. Po godzinie jazdy okazuje się, że Bolechów leży już w okręgu iwanofrankowskim, a na granicy okręgów ustawiony jest posterunek, a kolejka ciągnie się z pięć kilometrów. Nie ma zasięgu. Postałem jakieś 20 min. i stwierdziłem, że mam dosyć. W drodze powrotnej telefon do znajomej. Kłócimy się, ja zaczynam kląć (w poszukiwania paliwa spaliłem go już na dobre 100 kilometrów, nie mam zamiaru zawracać).

Zatrzymuję się w Stryju, żeby ochłonąć. W międzyczasie jeden dyrektor stacji dzwoni do drugiego i na stacji w Stryju mam się wepchnąć bez kolejki na miejsce dla ciężarówek (nie cierpię takich sytuacji, znowu klnę). Jadę. Na miejscu mam problemy ze znalezieniem dyrektora, ludzie spozierają na mnie wilkiem (wcale im się nie dziwię). W końcu okazuje się, że limit wynosi 20 litrów (po znajomości tankują mi 40). Jadę do znajomych, gdzie częstują mnie obiadem. Okazuje się, że kolejki są głównie za benzyną, a olej napędowy można kupić bez kolejki (Aaaaaa!!!). Na dwój kolejnych stacjach tankujemy 40 litrów do kanistrów i jadę do domu. Wyładowuję kanistry i jadę na Mszę do Borysławia.

Na Mszy jest kilka osób (rzymskich katolików jest tutaj garstka). Po Mszy rozmawiamy z s. Teresą i rodziną Nahirniczów, co dalej. Następnego dnia siostra jedzie do Polski po współsiostry, które wyjechały do Polski na rekolekcje. Lesia Nahirnicz nie wie co robić: męża nie wypuszczą za granicę, a ona ma trójkę małych dzieci (8, 4 i 2 lata) i kolejne w drodze (ósmy miesiąc). Najstarsza córka studiuje w Lublinie i po przerwie międzysemestralnej wyjechała do Polski wczoraj. Wracam do domu, jem kolację, odpisuję na wiadomości, chwilę rozmawiamy ze współbraćmi, oglądam jakieś wiadomości w internecie, odmawiam modlitwy i idę spać.

Pozdrawiam i proszę o dalszą modlitwę za Ukrainę

Raport z oblężonej Ukrainy (1)
czwartek, 24 lutego 2022 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFWojciech Przepraszam, ale wiadomość "na szybko" (nie bardzo jestem w stanie już dzisiaj wykrzesać z siebie coś więcej):
Nasza parafia znajduje się na zachodzie kraju (Truskawiec, Zachodnia Ukraina), więc działań wojennych u nas nie widać. Widać za to umiarkowaną panikę. Spędziłem dzisiaj większość dnia próbując zdobyć jakiś zapas paliwa 'na wszelki wypadek' (ostatecznie się udało). Po drodze dużo patroli i kontroli dokumentów.

Generalnie wiemy w zasadzie tyle, co wszyscy. Ludzie się boją. Bardzo prawdopodobna jest powszechna mobilizacja wojskowa (mężczyzn, zawodów medycznych, ale i kobiet). Ja już jedną wojnę przeżyłem (w Afryce), więc chyba jestem nieco uodporniony (no i mimo wszystko nie jestem Ukraińcem). O powrocie do Polski, zwłaszcza teraz, nikt z nas nie myśli.

Pozdrawiam i proszę o dalszą modlitwę za Ukrainę

Ojcowie serwisu Polinów
Polinów
Kobylińscy
południowe Podlasie
południowe Podlasie
Kobylińscy
Kobylińscy