nagłówek "Avorum respice mores" (Bacz na obyczaje przodków) – dewiza herbowa przysługująca jedynie hrabiom Ledóchowskim h. Szaława link nagłówka

Kobylińscy na Polinowie – powojnie, PRL i III Rzeczpospolita

Wcześniejsze losy rodziny Kobylińskich na Polinowie opisujemy na stronie "Kobylińscy na Polinowie – przeprowadzka, przedwojnie i wojenne zawieruchy".

"Rzeczpospolita Polska" i Polska Rzeczpospolita Ludowa

Reforma rolna i jej opłakane skutki

Reforma rolna określana jest jako usankcjonowana prawnie zmiana stosunków własnościowych na wsi, połączona ze zmianą struktury agrarnej przez komasację lub parcelację gruntów. Druga już w Polsce reforma rolna została przeprowadzona w latach 1944-1948, po wydaniu przez PKWN 6 września 1944 r. dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej (Dz. U. z 1944 r. Nr 4, poz. 17). Owy akt prawny, wydany zresztą niezgodnie z ówcześnie obowiązującą Konstytucją Polski, stwierdzał, że "...na cele reformy rolnej przeznaczone będą nieruchomości ziemskie o charakterze rolniczym, w tym m.in. wszystkie majątki przekraczające 50 ha użytków rolnych bądź 100 ha powierzchni ogólnej" (choć często parcelacji podlegały także majątki mniejsze). "Wszystkie (ww.) nieruchomości ziemskie (...) przechodzą bezzwłocznie bez żadnego wynagrodzenia w całości na własność Skarbu Państwa...", co w praktyce równało się ich likwidacji. Na mocy dekretu został powołany Państwowy Fundusz Ziemi, mający realizować zadania tejże reformy, utworzone zostały nawet specjalne brygady parcelacyjne.
Ogółem w latach 1944-1948 na cele reformy rolnej zostało przejętych 9707 majątków ziemskich (ok. 3,49 mln hektarów). Z liczby tej rozparcelowaniu uległo 1,2 mln hektarów pomiędzy 387 tys. rodzin chłopskich. Wraz z konfiskatą ziemiaństwo, jako warstwa społeczna, przestało istnieć. Ogólnie rzecz ujmując, nacjonalizacja była aktem represji realizowanym z naruszeniem obowiązującego prawa. Reforma rolna uderzyła w klasę ziemiańską i kułaków, natomiast zawłaszczenie fabryk i zakładów - w bogatych mieszczan i kształtującą się grupę przemysłowców. Władzami nie kierowały względy sprawiedliwości, a jedynie ideologia, narzucona z zewnątrz i wspierana bagnetami obcych wojsk stacjonujących na terenie kraju.

Preferowaną wówczas formą własności rolnej była własność państwowa lub spółdzielcza, które powstawały w wyniku kolektywizacji, zapoczątkowanej w Polsce we wrześniu 1948 r. decyzją KC PPR (na podstawie rezolucji Kominformu z czerwca 1948 r., o rozpoczęciu kolektywizacji we wszystkich państwach komunistycznych). Do tworzonych spółdzielni przystępowali głównie chłopi o niskim statusie ekonomicznym, którzy otrzymali ziemię w wyniku parcelacji podczas reformy rolnej w latach 1944-1948 (w tym podczas parcelacji i osadnictwa na Ziemiach Zachodnich w latach 1944-1945).

Z reformą rolną nieodłącznie wiąże się termin "kułak" - mianem tym określany był właściciel lub użytkownik dużego gospodarstwa rolnego, który zatrudniał najemną siłę roboczą. Znaczenie słowa było jednak wyraźnie pejoratywne i propagowało obraz kułaka jako godnego napiętnowania wyzyskiwacza chłopów i wroga proletariatu, który na dodatek według oficjalnej propagandy chował zboże i mięso. Zamożnych chłopów należało zatem "rozkułaczyć", czyli odebrać im majątki. Wyszydzano ich również systematycznie zamieszczaniem dziesiątek karykatur w prasie krajowej, w szczególności skierowanej do społeczności wiejskiej.

Podział majątku

Po wojnie Kobylińscy również uznawani byli za "kułaków", mimo że wcale się im wtedy "nie przelewało". Zaliczenie do tej grupy skutkowało niestety wieloma poważnymi sankcjami. Gdyby nie sporządzony podział, Polinów jako duży majątek zapewne nie ustrzegłby się od skutków tzw. "reformy rolnej". I tak, zaraz po wojnie, w 1946 roku - a więc 40 lat po zakupie majątku, zatrudniono rejenta i Polinów został podzielony na 6 części, ale już tylko pomiędzy pięciu spadkobierców. Helena wyjechała bowiem do Złotokłosu pod Warszawą i zrzekła się swojej części, w zamian otrzymując ekwiwalent pieniężny, a przypadającą jej część dokupili państwo Marianna z d. Kobylińska i Tadeusz Tokarscy. Powstał wtedy "Plan gruntów podzielonego majątku prywatnego Polinów w gminie Łosice, powiecie siedleckim, województwie lubelskiem położonego", którego "Pomiaru na gruncie dokonał w roku 1946 i plan niniejszy sporządził według południka magnetycznego w tymże roku, mierniczy przysięgły Wacław Suliński". Musimy tutaj nadmienić, że czynny udział w owym podziale brał nasz rodzinny geodeta - Stanisław Kobyliński (po tym jak po wojnie wrócił z niemieckiej niewoli). Plan ten obejmował trzy, położone w różnych miejscach, obszary ziemi:

  • dział I, stanowiący główne siedlisko (w sumie 24,7552 ha),
  • dział II, "położony od działu I w kierunku północnym około 300 mtr.", a więc tzw. "Kąty" - podzielone pomiędzy Hieronima oraz Stanisława (w sumie 12,2067 ha),
  • dział III, "położony od działu I w kierunku wschodnim około 2 klm.", w skład którego weszły wąskie (po ok. 5 m szerokości), przylegające do siebie paski gruntu w Lesie Łosickim, każdy z nich obejmujący niewiele ponad 25 arów powierzchni (w sumie 1,5234 ha).

Całkowita powierzchnia majątku ulegającemu podziałowi wynosiła zatem 38,4853 ha. Ponieważ "serce" Polinowa stanowiło jedno duże podwórze, podzielono tylko zabudowania. Położone w centrum grunty oraz maszyny rolnicze w dalszym ciągu stanowiły współwłasność.
Jak widać, od pewnych działań ówczesnej władzy dawało się jednak przynajmniej po części ustrzec, dzięki czemu Polinów do dziś zachował swój pierwotny kształt i przetrwał jako całość.

Wzorowe gospodarstwo...

Trzeba powiedzieć, że podobnego do Polinowa gospodarstwa trudno było szukać w okolicy Łosic - każde z dzieci dostało bowiem 1/5 kamienicy, obory, stajni, spichlerza, stodoły itp. Kolejnym fenomenem folwarku było to, w jaki sposób te w zasadzie pięć odrębnych gospodarstw mogło razem i bezkonfliktowo prosperować na tak małym terenie, i to przy konieczności dzielenia się większością narzędzi i budynków. Gospodarze całe swoje życie przeżyli w jednym budynku, na jednym podwórku, każdy z nich posiadał własną rodzinę, kilkoro dzieci i na dodatek pokaźny inwentarz, nie mówiąc już o stokroć większej ilości problemów, z jaką trzeba było się w tamtych czasach zmierzyć. Jak się godzili, jak w tych warunkach mogli prowadzić swoje gospodarstwa, jakim cudem się nie skłócili, codziennie ocierając się o siebie i mimo woli wchodząc sobie w drogę? Z tej perspektywy można ich tylko podziwiać. Jak widać, więzi rodzinne musiały być bardzo silne, gdyż nikt nie opuścił wtedy z Polinowa, a większość pobudowała swe domostwa w obrębie podwórza lub tuż obok.

...zaczyna się trząść w posadach

Po wojnie Stanisław z Dusią wyjechali na ziemie odzyskane do Kętrzyna (który w 1945 r. został wcielony do Polski), gdzie wcześniej zostali wysiedleni rodzice Dusi. Nowożeńcy mieszkali tam sześć lat, często jednak odwiedzając Polinów na święta, imieniny, czy w wakacje z dziećmi. Tam Stanisław ponownie zatrudnił się jako mierniczy, tam też urodziła się Jolka. Po wojnie nie było jednak łatwo - nastał rok „kartkowy”, przez co nie za wiele można było dostać, a dodatkowo, z racji paskudnego, wietrznego klimatu, dzieci ciągle chorowały. Małżeństwo starało się zatem wrócić na Polinów, gdzie czuli się między swoimi. Stanisław dostał od budującego właśnie Hutę Warszawa kolegi propozycję wyjazdu na pomiary, niestety zwolnienie z dotychczasowej pracy okazało się być kolejną życiową traumą. Nie chcąc pozbawiać się bowiem pracownika, pracodawcy wydali mu druzgocącą opinię, przekreślającą dalsze życiowe plany. Cała sprawa zapewne nie skończyłaby się bez pomocy dobrego adwokata. W końcu Stanisław wrócił na Polinów, by w 1946 r. zająć się podziałem majątku oraz wychowaniem trójki dzieci (Jerzy i Jan urodzili się już w Łosicach).

Wiosną 1951 r. umiera Michał Kobyliński, od którego wszyscy XX-wieczni Kobylińscy wzięli swój początek. Pochowany został na honorowym miejscu łosickiego cmentarza, zaś przy jego grobie odprawiane były msze z okazji Wszystkich Świętych. 16 października tegoż samego roku umiera też jego druga żona - Michalina z Sułkowskich (wada serca).
Warto też dodać, że w latach 1954-1960 Hieronim Kobyliński był członkiem rady parafialnej łosickiego kościoła.

Józef po wkroczeniu sowietów nie złożył broni, ale jako żołnierz Armii Krajowej licząc na powstanie przeciwko komunie. Swój pistolet ukrył zatem w bańce po mleku, którą zakopał w swym ogrodzie. Jednak po donosie Urząd Bezpieczeństwa zdekonspirował ukrytą broń. Milicja zamknęła najpierw Mietka, a później stryjka Józia. Po tym incydencie stryjek siedział sześć lat w ciężkim więzieniu, gdzie zachorował na gruźlicę i w zasadzie stracił płuca, do końca życia nie dochodząc już do zdrowia. Nieleczona gruźlica odezwała się później. Podczas leczenia płuc, silne leki powodowały depresję na przemian ze stanami euforii i nadpobudliwości psychicznej. Stan psychiczny pogłębiał jego skłonność do różnych nieprzemyślanych transakcji i interesów - m.in. hodowli ślimaków, budowy silosów na kapustę czy zakupu samochodu - kiedy to na takowy luksus stać było wtedy mało kogo. Jako że na skutek ciężkich doświadczeń i choroby jego umysł nie był już tak jasny, sad trzeba było wyciąć i wraz z łąką wystawić na sprzedaż. Kilkanaście lat cierpiący Józef spędził na przemian w domu i szpitalu, by ostatecznie zostać przykuty do łóżka na ponad siedem kolejnych lat, kiedy na dodatek nabawił się gruźlicy. Pozostałe mu działki gruntu przekazał Rumikom za opiekę nad sobą. Jego młody siostrzeniec zaś - Mieczysław Tokarski - najpierw siedział w więzieniu, wcielony został do karnej jednostki wojskowej i skazany na kilkuletnie ciężkie roboty w kopalniach na Śląsku. Tam stracił część bujnej czupryny i nabawił się reumatyzmu. Wrócił gdzieś około 1956 roku jako silny, wytatuowany młodzieniec.
Powyższa historia w dobitny sposób uzmysławia, jak z pozoru początkowo błahe wydarzenia mają decydujący wpływ na późniejsze losy całych pokoleń, nieodwracalnie zmieniając, często w tragiczny sposób, bieg ich historii...

Młyn motorowy i tartak Hieronima

Po II wojnie światowej i konfiskacie firmy przewozowej, w połowie lat 40., Hieronim Kobyliński wspólnie z Edwardem Ostojskim pobudowali młyn motorowy oraz tartak (młyn stoi do dziś, po tartaku nie ma zaś już śladu). Przy budowie i rozruchu interesu czynny udział brał m.in. brat Hieronima - Józef. Na miarę tamtych czasów można powiedzieć, że było to przedsięwzięcie wręcz nieziemskie. Niemieckie, ogromne silniki sprowadzane gdzieś z zachodu, niecodzienna maszyneria, zresztą sam tak wielki budynek był na owe czasy czymś niecodziennym. Przedsięwzięcie wymagało oczywiście nie tylko wielkich nakładów finansowych, ale także ogromu pracy. Życie nie szczędziło też wielu problemów - już sam plac pod młyn był jednym z nich. Nieopodal przepływa bowiem rzeczka (Polinówka, dopływ Tocznej), a cała okolica była terenem podmokłym. Budynek trzeba było zatem na drewnianych palach, zabijanych do gruntu. W pierwszych latach funkcjonowania wichura zdjęła zaś cały dach, łamiąc przy tym krokwie. Początkowe lata to również niekończące problemy z wielkim, wolnoobrotowym silnikiem, przez który cała maszyneria co rusz się zacinała. Dopiero wymiana motoru na nowy, mniejszy, pozwoliła pozbyć się przynajmniej tych problemów. Często Hieronim wracał do domu tak zmęczony, że przysypiał przy stole, czy też przespawszy na nim chwilę, wracał z powrotem do młyna. W Umowie Spółki czytamy m.in., że dnia 10 lutego 1948 r. "umowa spółki zawarta została w Łosicach pomiędzy: mieszkańcami miasta Łosice-Polinów Hieronimem Kobylińskim, jego żoną Wandą Kobylińską oraz mieszkańcami wsi Biernaty Stare gminy Świniarów: Edwardem Ostojskim i jego żoną Marianną Ostojską, na prowadzenie przedsiębiorstwa przemysłowego młyna motorowego oraz tartaku" pod nazwą "Młyn Motorowy i Tartak H. Kobyliński, E. Ostojski i Spółka" w Łosicach.
Udziały spólników są równe, czyli że każdy z nich posiada po 25% /dwadzieścia pięć/ majątku spółki, określonego na sumę 600 000 zł".

"Majątek składa się z: placu o powierzchni 55 metrów x 55 metrów, znajdującego się w Łosicach przy szosie prowadzącej do Janowa Podlaskiego w granicach - od południa szosa do Janowa, od północy grunt Hieronima Kobylińskiego, od wschodu - szosa do Sarnak, od zachodu - rzeczka, następnie ze stojącego na tym placu budynku murowanego piętrowego o wymiarach 22 metry x 11 metrów, przeznaczonego na budynek młyna. W budynku tym młyńskim znajdują się maszyny młyńskie: para walców podwójnych firmy "Bracia Buchler", mars do czyszczenia zboża i robienia kaszy Nr 2, jedna para kamieni młyńskich, odsiewacz mąki oraz inne drobne sprzęty i narzędzia niezbędne do prowadzenia młyna. Obok budynku młynarskiego znajduje się przybudówka na motor, w której jest umieszczony motor firmy "Perkun" 60-cio konny na ropę z całym kompletem". Warto wspomnieć, że cylinder tego spalinowego silnika-olbrzyma przy średnicy 36 cm i wysokości 67,5 cm ważył, bagatela, grubo ponad 100 kg! Aby go uruchomić, kilku mężczyzn musiało najpierw wprawić w ruch monstrualnych rozmiarów koło zamachowe, a kiedy ten już zaskoczył, w budynkach odległego o pół kilometra Polinowa zaczynały trząść się szyby! W późniejszym okresie tę gigantyczną jednostkę napędową zastąpiono mniejszym i cichszym napędem elektrycznym. Jak więc widzimy, serce budynku stanowiły imponujące, i to nie tylko jak na tamte czasy, specjalistyczne maszyny, których sprowadzenie z pewnością kosztowało wiele wysiłku i determinacji. "Tuż przy budynku młyńskim jest umieszczony gater do rżnięcia drzewa również z całym kompletem". Młyn cieszył się bardzo dobrą opinią w całej okolicy i często ustawiały się przed nim kilkudniowe kolejki, a do tego był oczkiem w głowie naszego dziadka Hieronima. Od początku wiązał z nim wielkie nadzieje, a pragnąc przekazać interes któremuś z synów, zachęcał ich nawet do edukacji w tym kierunku.

Upaństwowienie, czyli jak władza ludowa "pomagała" polskim przedsiębiorcom

Pomimo niewątpliwej smykałki, dziadek Hieronim nie miał szczęścia do interesów - kolejne już bowiem wspaniale zapowiadające się przedsięwzięcie zostało "rozmontowane przez system". Jego los podzieliło zresztą wiele innych społecznych inwestycji. Trzeba jasno powiedzieć, że były to czasy wybitnie niesprzyjające dla wszelakich społecznych przedsięwzięć. Przedsiębiorcy i ziemianie w mgnieniu oka tracili całe pokoleniowe majątki i dobytki własnych rąk, a każdy z nich był wrogiem państwa. Niejednokrotnie oprócz przepadku majątku, restrykcje sięgały dalece głębiej - aż po zakaz edukacji swoich dzieci w publicznych szkołach, czego doświadczyła zresztą i nasza rodzina. Z racji tego, że Józef Kobyliński był ogrodnikiem a Hieronim młynarzem, ich córki: Anna i Maria, nie mogły uczyć się w łosickim liceum. Naukę zmuszone były pobierać w Warszawie, gdzie łatwiej było ukryć swe "kułackie" pochodzenie. Ten okres mógłby posłużyć za szczegółową instrukcję pn. "jak zabić przedsiębiorczość", kładąc się cieniem na polskim przemyśle po dziś dzień.

Młyn władza ludowa zabrała w 1954 r. (łagodnie mówiąc, został on "upaństwowiony"), i to w czasie, kiedy długi zaciągnięte na jego budowę nie były jeszcze do końca spłacone. Skarb Państwa przekazał go później gminie. Tartak zamknięty został w 1957 r. i obecnie nie ma już po nim śladu. Na przełomie lat 80/90. budynek młyna, a w zasadzie to, co po nim zostało, został oddany prawowitym właścicielom - nasz dziadek Hieronim wówczas już jednak nie żył i z racji na stan prawny całego obiektu, musiał zostać przekazany spadkobiercom na drodze sądowej (sprawa odbyła się w Białej Podlaskiej - wówczas mieście wojewódzkim - na przełomie lat 80/90.). Młyn w późniejszym okresie próbowano jeszcze reaktywować. Niestety, jako że jakość mąki pozostawiała wiele do życzenia (zapewne na skutek braku modernizacji zaplecza na przestrzeni kilkudziesięciu lat), budynek stał się w końcu kolejnym pomnikiem "pięknych czasów realnego socjalizmu". Po małych perturbacjach z ustaleniem spadkobierców spółki, młyn wraz z otaczającym go placem został ostatecznie sprzedany w 2009 r. prywatnemu przedsiębiorcy.
Analizując rodzinne zawirowania można zatem śmiało powiedzieć, że władza ludowa wyrządziła więcej krzywd naszej rodzinie, niż dwie wojny światowe razem wzięte!

Po 1956 r., za Gomułki, sytuacja zmieniła się nieco na lepsze. Ataki na kułaków skończyły się w Polsce w końcu lat 50. XX w., a w latach 70. władze partyjne i państwowe zaczęły wręcz promować dobrze gospodarujących i przedsiębiorczych rolników. Dzięki temu następni młodzi mieszkańcy Polinowa po ukończeniu Szkoły Podstawowej nr 2 przy ul. Białostockiej (mieściła się ona w dwóch budynkach: murowanym - dzielonym wspólnie z apteką oraz drewniaku po dawnym sądzie grodzkim) ruszyli do łosickiego liceum.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że Hieronim Kobyliński kontynuował rodzinną tradycję udziału w życiu społecznym miasta, będąc m.in. członkiem rady parafialnej w latach 1954-1960 oraz 1960-1966, aczkolwiek wzmiankowany jest też w okresie sprawowania funkcji proboszcza parafii łosickiej przez ks. prałata Henryka Rzeszotka (1984 - 2004)[1].

Aż do połowy lat 50. kamienica była jedynym domem mieszkalnym na Polinowie. Z chwilą, gdy na Polinów wróciła w końcu elektryczność, co było przełomowym wydarzeniem, wokół zaczęły powstawać kolejne domostwa: w 1955 r. Hieronim postawił drewniany dom (przywieziony ze Świniarowa), natomiast w 1961 r. dostawił drugą jego część - łączącą stary dom ze spichlerzem. I tak, stopniowo kolejne dzieci zaczęły wyfruwać z rodzinnego gniazdka, jedni osiadając zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej - we własnych domostwach, inni zaś nawet kilkaset kilometrów od rodzinnego domu, powoli stając się na Polinowie rzadkimi gośćmi.

Z planu sytuacyjnego przy planie budynku mieszkalnego ul. Błonie 44, sporządzonego 12 lutego 1955 r. w Warszawie, kreślonego przez Gładysza, dowiadujemy się o istniejących budynkach:

  • Pałac piętrowy murowany
  • Obora murowana kryta gontem
  • Stodoła kryta słomą
  • Stodoła drewniana kryta eternitem
  • Obora murowana kryta blachą
  • Projektowany
  • Spichrz murowany kryty blachą
  • Bud. ...?

Plan Polinowa z 1961 r.Ze szkicu sytuacyjnego pod budowę budynku gospodarczego przy ul. Błonie 47a (skala 1:500), sporządzonego 20 września 1961 r. przez bud. projektanta st., zamieszkałego w Siedlcach przy ul. Narutowicza nr 16, dowiadujemy się o istniejących budynkach już nieco więcej:

  • 10 - istniejący budynek mieszkalny ogniotrwały (kamienica)
  • 20 - istniejąca szopa drewniana (obecnie już nieistniejąca)
  • 30 - istniejąca obora ogniotrwała (obecnie już nieistniejąca)
  • 40 - istniejący kurnik ogniotrwały (obecnie już nieistniejący)
  • 50 - istniejąca stodoła drewniana
  • 60 - istniejąca szopa drewniana (obecnie już nieistniejąca)
  • 70 - istniejąca stodoła drewniana
  • 80 - istniejąca obora ogniotrwała (obecnie już nieistniejąca)
  • 90 - istniejący budynek mieszkalny ogniotrwały
  • 100 - istniejący śpichrz ogniotrwały
  • 110 - istniejący chlew drewniany (obecnie już nieistniejący)
  • 120 - istniejąca obora drewniana
  • 130 - istniejąca kuchnia letnia ogniotrwała
  • 140 - istniejąca studnia (brak na planie)
  • 150 - projektowana kuchnia letnia ogniotrwała

Na Polinowie powoli zaczyna wymierać starsze pokolenie. Jednym z tragiczniejszych był rok 1974 r., w którym to umiera Stanisław Kobyliński (28 lutego na zawał serca), Marianna Tokarska z Kobylińskich (2x lipca na cukrzycę) oraz Bronisława Mazur (27 listopada na "uwiąd starczy").

Około roku 1975 Polinów przecięła ul. Lubelska, stając się fragmentem drogi krajowej nr 19 granica państwa - Kuźnica - Białystok - Siemiatycze - Międzyrzec Podlaski - Kock - Lubartów - Lublin - Kraśnik - Janów Lubelski - Nisko - Sokołów Małopolski - Rzeszów, łącząc dawny mszański gościniec (od wylotu obecnej ul. Radzyńskiej) z drogą wojewódzką nr 698 Siedlce - Łosice - granica województwa (obecnie ul. Bialska), zaraz za cmentarzem. Budowa łącznika podyktowana była znacznym nasileniem transportu samochodowego, który dotychczas do szosy na Sarnaki (obecnej ul. Białostockiej) musiał przebijać się przez Łosice z drugiej strony Polinowa - ul. Targową. Niestety w znaczący sposób zmąciło to spokój tego zakątka, a nam przez te kilkadziesiąt lat nie pozostało nic innego, jak się po prostu do tego przywyknąć... Początkowo planowana była nawet budowa odcinka obwodnicy, na wysokości cmentarza w kierunku północnym na wprost - tak, aby ominąć miasto. Ponoć była już nawet wytyczona po terenie ówczesnych pól, a ludziom odradzano już np. nowych nasadzeń w tym obszarze. Niestety pieniądze na nową drogę szybko się skończyły i do dziś koło dawnego młyna naszego dziadka mamy do czynienia z jednym z dziwniejszych skrzyżowań w tym regionie - jego osie nie są bowiem naprzeciwległe, a tranzyt ciągnący np. z Litwy zmuszony jest skręcać pod kątem 90°, by po całkowitym wytraceniu pędu od zera wciągać w chmurach spalin pod cmentarną górę... Ot, kolejna lokalna ciekawostka...

III Rzeczpospolita

Obecnie Polinów bardzo się zmienił. Zniknęły zwierzęta gospodarskie, a z nimi warstwa nawozu, który zmieszany z błotem wraz z brukiem wyściełał całą powierzchnię podwórza. W późniejszym okresie podwórko zostało nawiezione żużlem z łosickiej proszkowni mleka, a następnie w 1999 r. częściowo przykryte betonowymi ścieżkami dla pojazdów. Rozebrane zostały niektóre zabudowania (m.in. stara stajnia), inne zastąpiono nowymi. Zniknęły maszyny i przyczepy rolnicze, które zawsze były ulubionym miejscem zabaw "dzieciarni". Pozostał jednak niezmienny kształt dworskiego podwórza, z królującą nad nim od 300 lat oranżerią i żurawiem. Na Polinów powróciły konie. Dzięki temu, że Jan Kobyliński nie opuścił Polinowa (mimo tego, że ożenił się z warszawianką), ta cząstka Łosic nadal tętni życiem. Zwłaszcza wiosną i latem, kiedy odbywają się tu zjazdy rodzinne oraz spotkania wielbicieli koni. Mimo, że większość rodziny rozjechała się po kraju, wszyscy chętnie wracają do swojego matecznika. Na Wielkanoc, Wszystkich Świętych, wakacje i inne okazjonalne zjazdy oraz rocznice z całego kraju ściągają na Polinów potomni Michała i Apolonii.

Rodzinne tradycje uczestnictwa w radzie parafialnej kontynuują kolejni potomkowie nestora Michała - od 2004 r. czynnymi jej członkami pozostają Jan Kobyliński oraz Krzysztof Rumik[1], a po osiedleniu w Łosicach jej szeregi zasila również Jacek Kobyliński.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nikt z potomków rodziny nie zapomni, skąd wyrastają jego korzenie i przynajmniej część z nich będzie odwiedzała to malownicze miejsce...

O wielu faktach z życia na Polinowie w latach 50. możecie dowiedzieć się z felietonu Jacka Kobylińskiego "Polinów 50 lat wstecz".

Bibliografia:

  1. "500 lat łosickiego Kościoła - dzieje parafii i dekanatu". Tomasz Dobrowolski; Parafia Rzymskokatolicka Św. Zygmunta w Łosicach, Starostwo Powiatowe w Łosicach, Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Łosickiej, Łosice 2011.
Ojcowie serwisu Polinów
Kobylińscy
Kobylińscy
południowe Podlasie
południowe Podlasie
Kobylińscy
Kobylińscy