nagłówek "Avorum respice mores" (Bacz na obyczaje przodków) – dewiza herbowa przysługująca jedynie hrabiom Ledóchowskim h. Szaława link nagłówka

Polinów, Anno Domini 2007

Polinowski rok w domu i zagrodzie

Popielec, Wielki Post i śródpoście

'Zima w małym miasteczku' - Maksymilian Gierymski

Jacek KobylińskiNaturą człowieka jest dążenie do zadowalania i radości, unikanie tego co przynosi ból, niezaspokojenie i smutek. Coraz więcej ludzi pragnie codziennie świetnie się bawić, uczestniczyć w niekończącym się karnawale, a co do postu nawet słyszeć nie chcą o jakichkolwiek ograniczeniach. Często okazuje się jednak, że bez religii, ograniczeń, które niesie, poszanowania kultury i tradycji, która z nich wyrasta - tak naprawdę nie uda się żyć w taki sposób, by z życia być zadowolonym czy szczęśliwym. Nasi przodkowie, mimo że może do końca szczęśliwi nie byli, to jednak nawet w ciężkich czasach potrafili zachować radość życia. Świadczy o tym wiele zwyczajów, dzisiaj już raczej zapomnianych, lecz "żywych" jeszcze chociażby w latach 50.

Popielec

'Popielec' - Michał Elwiro Andriolli

Pół wieku temu mieszkańcy Polinowa może nie byli przesadnie pobożni, ale za to ich wiara była bardziej wiarą uczynków, niż słów czy deklaracji, a od Popielca aż nader doświadczali wkroczenia w okres Wielkiego Postu. Był to okres wstrzemięźliwości od potraw mięsnych, tłuszczów, niektórzy nie pili nawet mleka i nie jedli jaj.

W Popielec gospodynie szorowały garnki, aby nie pozostały na nich resztki tłuszczu. W kościele sypał się na głowy popiół. Jako, że wszyscy chodzili głodni i posępni, zapewne dla równowagi, wymyślano zabawy nieco rozweselające ten wisielczy nastrój. Otóż już w Środę Popielcową (w Łosicach w środę od zawsze odbywał się jarmark) można było robić niewinne psikusy, które nijak korespondowały jednak z powagą i surowością rozpoczętego właśnie postu. Popielcowe żarty polegały m.in. na niepostrzeżonym czepianiu do ubrania na plecach przechodniów różnych "gadżetów", jak lalek wyciętych z papieru z trywialnymi napisami lub wierszykami, wydmuszek po jajkach, a nawet cuchnących łbów śledzi z beczki. Taki prezent mocowało się na drucianym haczyku i zaczepiało z tyłu na pasku ubrania. Udekorowany jegomość łaził po miejskim rynku, dopóki ktoś litościwy nie zdemaskował mu tej wątpliwej ozdoby. Było dla nas wielką frajdą, gdy udało się nam kogoś tak "udekorować" i przechwalaliśmy się później, kto, komu i ile takich ozdób zawiesił. Sami nawzajem też wieszaliśmy sobie laleczki z napisami, np. "Szukam żony jak szalony" czy "Jestem bardzo głupi".

Wielki Post

Ale z postem nie było żartów. Onegdaj podczas Wielkiego Postu w naszym rodzinnym domu mięso jadało się tylko w niedzielę - poszczono zatem we wszystkie dni powszednie. Później, głównie z uwagi na dzieci, post ograniczano do śród, piątków i sobót. W te dni nie używano nawet smalcu, a i tak gospodynie mawiały wtedy: -A cóż to za post? Kiedyś nawet gary się szorowało, tak aby na żadnym z nich nie została nawet kropelka tłuszczu. Wszyscy chodziliśmy systematycznie na Drogę Krzyżową, zaś starsi domownicy także na Gorzkie Żale. W domu nie grało radio, a babcia karciła nawet za nasze wygłupy, często wyzwalające gromkie salwy śmiechu. Jedynie nadchodząca wiosna łagodziła te srogie umartwienia.

Śródpoście

'Krajobraz zimowy' - Jan Stanisławski

Był jednak w połowie postu taki dzień, które zezwalał na pewne odstępstwa, co było skwapliwie i ochoczo wykorzystywane. Śródpoście, czyli czwarta niedziela Wielkiego Postu była wspaniałą okazją do różnorakich psikusów i nie zawsze stosownych żartów. Co prawda na Polinowie z reguły nic się nie działo, ale za to na ulicach Łosic to i owszem. Zwyczaje śródpostnych psikusów wymyślała znudzona postnym rygorem miejscowa młodzież, czyli "kawalerka", a ofiarami padały najczęściej panny na wydaniu i ich rodzice.

W sobotę grupy młodzieńców zmawiały się, by w nocy dokonać rzeczy, które gospodarzy wprawią w poranne osłupienie. Często polegało to na tworzeniu sytuacji wręcz ekstremalnych. Na własne oczy widziałem np. wóz konny, jakimś cudem wciągnięty na dach stodoły, czy zamalowane wapnem okna domu zamieszkiwanego przez panny na wydaniu i to w dodatku na ulicy 1 Maja - tej, którą szło się do kościoła na poranną mszę. I tak, w niedzielę rano ojciec panien ze zdumienia przecierał oczy, widząc swój wóz na dachu stodoły czy obórki, a później długo się zastanawiał, jak ten wóz z dachu zdjąć i "jak te cholery go tam wciągnęły". Panny zaś najpierw nie mogły doczekać się brzasku, gdyż zamalowane wapnem szyby nie przepuszczały światła i w izbie wciąż było ciemno, a potem długo czyściły okna, co sprzyjało bez wątpienia postnym kontemplacjom i umartwieniom. Nikt z tego afer jednak nie robił, mimo że ściągnięcie zaprzęgu z dachu czy skrobanie i mycie okien nastręczało wielu problemów.

W przedostatnią niedzielę postu w kościele zasłaniano Chrystusa Ukrzyżowanego fioletową, trójkątną materią, którą zdejmowano dopiero na wielkopiątkowej adoracji krzyża. To był znak, że post niedługo się skończy i czas rozpocząć przygotowania do najważniejszych dla chrześcijan Świąt Wielkiej Nocy, czyli Zmartwychwstania Pańskiego.

Dobrze przeżyty post był powodem wielkiej radości w Wielkanoc, kiedy to zapach swojskiej kiełbasy i innych wędzonek łaskotał zmysły, a radość Zmartwychwstania była szczera i głęboka, i to nie tylko z powodu świątecznego stołu.

Ojcowie serwisu Polinów
Gawędy przy kominku i Polinowski rok
Kobylińscy
południowe Podlasie
południowe Podlasie
Kobylińscy
Kobylińscy