nagłówek "Avorum respice mores" (Bacz na obyczaje przodków) – dewiza herbowa przysługująca jedynie hrabiom Ledóchowskim h. Szaława link nagłówka

Kresowe depesze Ojca Wojciecha

Anno Domini 2021

3 (12). Galicyjski Trójkąt Naftowy
4 grudnia 2021 r.

o. Wojciech Kobyliński CMF Region, w którym obecnie przyszło mi żyć i pracować, nazywany jest Kresowym Trójmiastem, albo Galicyjskim Trójkątem Naftowym. Wierzchołki tego Trójkąta, oddalone od siebie o mniej więcej 10 km, wyznaczają trzy miasta: Drohobycz, Borysław i Truskawiec. Mimo niewielkiej odległości każde z nich posiada odmienną historię, naturę i charakter.

Drohobycz to miasto o polskich korzeniach, bo mógł je złupić już Bolesław Chrobry podczas wyprawy na Ruś Kijowską... Rok jego założenia bowiem to A.D. 925! Do Korony przyłączył je dopiero Kazimierz Wielki, a Władysław Jagiełło ufundował stojący do dzisiaj kościół farny.

Borysław, choć wzmiankowany już w XIV w., prawdziwy rozkwit przeżył w drugiej połowie wieku XIX, kiedy to na pewien czas stał się jednym z głównych światowych centrów rodzącego się wówczas przemysłu naftowego. Uwiecznił je chociażby Julian Tuwim w pamiętnym „Wierszu, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali”, wspominając o „borysławskich naftowiertach”, zaś po wizycie w nim Leopold Staff napisał: „Byłem w Borysławiu, który zrobił na mnie wrażenie przedsionka dantejskiego „Piekła””. Do dzisiaj miasto charakteryzuje wyjątkowa brzydota.

Truskawiec natomiast, choć również położony jest na terenach roponośnych, stał się miastem uzdrowiskowym, a to za sprawą leczniczych wód, których właściwości zaczęto odkrywać już w początkach XIX w. Centrum miasta zajmują więc liczne sanatoria, domy wypoczynkowe, deptaki i luksusowe sklepy. Życie mieszkańców toczy na obrzeżach, wokół obwodnicy miasta.

Niezwykle złożona jest historia tych terenów. Jak już wspomniałem, początkowo należały one do Rusi Kijowskiej. Przyłączone do Królestwa Polskiego w roku 1349, już po pierwszym rozbiorze Polski na prawie 150 lat dostały się pod panowanie austro-węgierskie. Dwudziestolecie międzywojenne to czasy przynależności do II Rzeczpospolitej, po II Wojnie światowej do Związku Radzieckiego, a od 1991 r. niepodległej Ukrainy. Dodajmy do tego osiedlającą się tu ludność żydowską, wojnę Polsko-Ukraińską 1918-19, czas II wojny światowej z działającymi na tych terenach Banderowcami, a otrzymamy prawdziwy kulturowy tygiel. Jeśli więc ktoś chce uważać te tereny za rdzenne polskie, ja mu bronił nie będę. Rzeczywistość jest jednak nieco bardziej skomplikowana...

2 (11). Domowa kaplica
20 listopada 2021 r.

o. Wojciech Kobyliński CMF 18 listopada, korzystając z faktu głoszenia rekolekcji w lwowskim seminarium, z krótką braterską wizytą przyjechał do nas o. bp Jacek Kiciński CMF. Postanowiliśmy wykorzystać tę okazję i poprosić o poświęcenie domowej kaplicy, którą wreszcie udało się nam urządzić. W wystroju króluje prostota i eklektyzm zarazem, a to dlatego, że w zasadzie każda rzecz została w jakimś stopniu zdobyta/ofiarowana: tabernakulum przewracało się gdzieś w kurii prowincjalnej (pamiątka po domu w Pradze), klęczniki przyjechały z naszej parafii w Łodzi, batik z ostatnią wieczerzą – z Wybrzeża Kości Słoniowej, świece ofiarowały Siostry Służebniczki itd. Każdy element wystroju ma więc swoją historię i co najważniejsze nie obciążył domowej kasy (przy obecnie szalejących cenach gazu naprawdę zastanawiamy się, jak przeżyjemy zimę). Pan Jezus obiekcji nie zgłaszał, a w domu bardzo brakowało Jego cielesnej obecności. Nawiasem mówiąc, przypadł mu w udziale pokój s. Teresy z Borysławia, która jest tu zameldowana. Oblubieńcowi jednak się nie odmawia, prawda?

1 (10). Spełnione marzenie
4 listopada 2021 r.

o. Wojciech Kobyliński CMFMinął prawie rok od napisania przeze mnie ostatniej depeszy, co stanowi fakt wiele mówiący o otaczającej mnie rzeczywistości: nie nudzę się, a otaczający mnie świat jest fascynujący – wystarczy tylko uważniej się przyjrzeć. Ale przejdźmy do rzeczy:

Marzenia są po to, by je spełniać. Tak uważam. Jednocześnie twierdzę, że jednym z najbardziej perfidnych przekleństw jest życzyć komuś spełnienia wszystkich marzeń. Dlaczego? Bo jeśli człowiek nie ma już o czym marzyć i nie ma do czego dążyć, popada w beznadzieję i rozpacz. Dlatego kiedy uda się jakieś marzenie zrealizować, należy na wszelki wypadek dopisać dwa kolejne do ich listy, a to dlatego, że w międzyczasie jakieś może się zdezaktualizować.

Zdarzyło mi się już pić w życiu wino starsze ode mnie (i owszem – byłem już wówczas pełnoletni). Odkąd tu przyjechałem marzyłem natomiast, by móc poprowadzić samochód, który miałby więcej lat niż ja. I stało się. A wszystko to dzięki panu Myronowi (zwanego przez sąsiadów Romeem), któremu udało się w mrocznych czasach Związku Radzieckiego kupić samochód w roku swojego ślubu z Katią (zwanej Julią), więc można powiedzieć, że był to jego prezent ślubny dla ukochanej. Dość wspomnieć, że Katia i Myron w maju bieżącego roku obchodzili złote gody, a ich Moskwicz 412 ciągle jeszcze jest na chodzie! Po drodze zmienił co prawda silnik (od starego BMW), ale poza tym wszystkie części ma oryginalne lub własnoręcznie dorabiane przez właściciela, który zna każdą jego śrubkę i przewód.

W końcu nadszedł ten wiekopomny dzień, kiedy po krótkim instruktarzu uroczyście odebrałem kluczyki od wehikułu. Trudno opowiedzieć o wrażeniach, jakie mi towarzyszyły. Wyposażenie: więcej niż ascetyczne, co widać na zdjęciach. Początkowo lekkie problemy z opanowaniem sprzęgła. Efekty dźwiękowe: nie do opisania! (w dzieciństwie używaliśmy pojęcia „skrzypi-rypi-rampamponi”). Radość: rozpierająca serce. Rozwinąłem zawrotną prędkość 80 km/h, co biorąc pod uwagę siłę, jaką trzeba było włożyć w każdy skręt kierownicy, stanowiło granicę ryzyka, na jaką się zdobyłem.

Na koniec pozostał jeden problem: jakie pozycje dopisać do listy marzeń?

Ojcowie serwisu Polinów
Polinów
Kobylińscy
południowe Podlasie
południowe Podlasie
Kobylińscy
Kobylińscy