VARIA, czyli co mi na sercu leży...
Anno Domini 2016
Na przestrzeni tych kilkunastu lat istnienia naszego serwisu popełniłem już kilka tekstów na temat patriotyzmu gospodarczego, więc postaram się zbytnio nie powtarzać, choć pewne fakty należy na powrót przytoczyć. Katowanie nas coraz to większymi podatkami chyba każdego już drażni, a wielu wręcz doprowadza do furii. Dziwię się jednak, że Polacy - gotowi przecież ściśle zewrzeć szyki w przypadku zagrożenia z zewnątrz (jak chociażby w przypadku nielegalnych imigrantów zarobkowych, za co chwała wszystkim!), są za to kompletnie bezbronni w obliczu innego zagrożenia - ekonomicznego. Oczywiście można by ciosać kołki na głowach kolejnych włodarzy naszego kraju za sprzedaż takich symboli polskiej produkcji jak Wedel (obecnie w rękach Japończyków), Bobo Frut i Winiary (kupione przez francuską Nestlé), Hortex czy Zelmer (obecnie Niemcy), jednak pora zdać sobie sprawę, że jedyną władzą jesteśmy właśnie my, i to właśnie my decydujemy, jak wiedzie się naszym przedsiębiorcom, a co za tym idzie - nam wszystkim!
Powoli nadchodzi jednak odwilż, jeśli chodzi o zabetonowany rynek wszelakich zagranicznych wynalazków, często wręcz śmiertelnych dla naszego zdrowia - vide spływający tłuszczem i chemią McDonald's czy Coca-Cola, której jedna butelka zawiera w sobie szklankę cukru. Wiele dzieje się nie tylko w segmencie produktów spożywczych, ale również i tym odzieżowym czy nawet motoryzacyjnym (vide reaktywowany Ursus). Przez lata staliśmy się np. głównym producentem okien w Europie (Drutex, Oknoplast, Fakro itd.) czy pierwszym na świecie producentem jabłek, w czym wyprzedziliśmy nawet Chiny! To głównie dzięki polskim konsumentom te dumy polskiej gospodarki mogły stać się potęgą na wielu zagranicznych polach, pozyskując fundusze na dalszą ekspansję. Ów zryw patriotyczny nie pojawił się jednak po ostatniej zmianie władzy, a już znacznie wcześniej - w dodatku całkowicie oddolnie. Obecni u sterów zdają się jednak na szczęście coraz głośniej przyklaskiwać owej idei, a w internecie wręcz zaroiło się ostatnio od wszelakich profili patriotyczno-konsumenckich, że wspomnę tylko: Wybieram Polskie Marki, Przegląd Polskich Marek, 590 Powodów, Polski Ślad, Wspieram Rozwój, Gwarantowane polskie marki, Wszystko co polskie czy 100% Polski Kapitał i wiele innych, które znajdziecie bez trudu. Trzeba jednak zaznaczyć, że jeszcze niedawno, jakby ze wstydu przed polskością, było ich jak na lekarstwo - pamiętam, jak kiedyś miałem problem nawet ze znalezieniem kodu kreskowego, świadczącego o produkcie pochodzącym z Polski (dla przypomnienia: ...590). Obecnie każdy zainteresowany ma jednak wreszcie w czym wybierać, i niech tak już zostanie.
Przed rozpoczęciem świadomych zakupów trzeba sobie oczywiście zdać sprawę, że nasz rynek zdominowany jest przez firmy zagraniczne, które dostają miliardowe(!) wsparcie od europejskich podmiotów na realizację tzw. "celów marketingowych" w naszym kraju. I tak w 2011 roku okazało się, że sieci supermarketów Lidl (Niemcy) i Kaufland (Francja) całkowicie „nie radzą” sobie na polskim rynku, gdyż... nie zapłaciły ani złotówki podatku CIT za ten okres! Przebił je jednak francuski Carrefour, który otrzymał nawet 14 mln złotych zwrotu! A to wszystko zawdzięczamy tzw. "optymalizacji podatkowej" i twórczej księgowości. Kilka lat temu można było z kolei przeczytać, że zagraniczne sieci Lidl i Kaufland dostały preferencyjne kredyty na kwotę prawie miliarda(sic!) dolarów na rozwój ich sieci sklepów - w Polsce oraz innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Pieniądze pożyczyły Bank Światowy i EBOiR, których głównym celem jest wyrównywanie nierówności w bogactwie różnych państw. Moim zdaniem został osiągnięty całkowicie odwrotny cel - a mianowicie zubożenie naszego kraju i zapalenie zielonego światła dla jego gospodarczej kolonizacji przez zagraniczne, drapieżne sieci. W obliczu takich molochów, w dodatku potajemnie wspieranych przez unijnych oficjeli, nasza rodząca się gospodarność nie ma żadnych szans. I właśnie na to musimy się wreszcie uwrażliwić - los i dobro naszych rodzimych przedsiębiorców, którzy nie poszli na łatwiznę i jak inni nie wyjechali z kraju, a na ziemi ojców walczą z codzienną biurokracją i uczciwie płacą podatki, nie mogą być nam obojętne!
Wielu malkontentów i brukselskich lewaków oczywiście zakrzyknie swoje nieśmiertelne: "Ale kapitalizm nie ma narodowości!". A ja na to odkrzyknę jeszcze bardziej gromkie: "Ładu ładu, kij do zadu!" i zacytuję fragment z witryny "Wspieram Rozwój": "Obcy kapitał jest u nas wciąż bardzo silny. Oczywiście są doraźne korzyści tego stanu rzeczy, generalnie jednak oczywiście nie może się nam to podobać. Jeśli chcemy, aby inni nas szanowali, szanujmy się sami - nie możemy dalej wyprzedawać naszego kraju i myśleć, że inni za nas zrobią wszystko lepiej. Otóż to tylko pozory, a tak naprawdę chcą nas po prostu wyeksploatować jako tanią siłę roboczą i nabywców produktów trzeciego sortu". Oczywiście trzeba mieć własny rozum. W dzisiejszych czasach media publiczne są w stanie nam wmówić dosłownie wszystko, np. to, że przez nadmiar wody w organizmie kobiety są tak grube (vide ostatnie reklamy w TV)... Już widzę jak zapasione amerykanki z hamburgerem w dłoni chudną w oczach, odstawiając wodę i odwadniając organizm... Nie inaczej jest i z kapitałem. Nie dajmy sie otumanić zagranicznym siłom nieczystym (obecnie już ponad 80% "wolnych mediów" w Polsce jest w niemieckich rękach!).
W 2015 roku po raz pierwszy od blisko 25 lat mieliśmy dodatni bilans handlowy. To cieszy. Wciąż zostało jednak wiele do zrobienia, a w zasadzie do nadrobienia. Rodzimy biznes tak naprawdę jeszcze raczkuje i nie ma szans z pasionymi od dziesięcioleci, wielkimi molochami, z central których płyną grube miliony na wsparcie budowy kolejnych hangarów z falistej blachy, jakże upiększających nasz krajobraz. Wpompowane miliony dają z kolei możliwość wysysania z nas miliardów i transferowanie ich spowrotem za granice naszego kraju. A co dostajemy? Kilka głodowych etatów na kasie... Mimo niewątpliwie pozytywnych oznak umacniania się polskiego kapitału, także i w samych Łosicach (ostatnimi miłymi akcentami są m.in. nowe sklepy polskich sieci Topaz i Mila) w dalszym ciągu nasz rynek drenują całkowicie zagraniczne sieci, że nie wspomnę o jednej z najbardziej drapieżnych - niemieckim Rossmannie. Przy nim rodzime drogerie typu Alabaster niestety świecą pustkami...
To tyle tytułem jak zwykle przydługiego wstępu, choć w tym temacie mozna by pisać grube książki. Dziś wspomnę o ciekawym narzędziu wspierającym naszych rodzimych przedsiębiorców, toczących nierówne boje z przerośniętą, zagraniczną konkurencją. A mowa o mobilnej aplikacji o wdzięcznej nazwie "Pola". Jeśli jeszcze o niej jeszcze nie słyszałeś, a trzeba było się w takim wypadku naprawdę mocno starać, to najwyższy czas to nadrobić. Na początek przytoczę w tym miejscu znany tekst doskonale odzwierciedlający całą sytuację, nieco przeze mnie rozbudowany - choć akurat to można by robić bez końca, mnożąc kolejne przykłady:
Polak wstaje rano, włącza japońskie radyjko, zakłada amerykańskie spodnie, wietnamski podkoszulek i chińskie tenisówki, po czym z holenderskiej lodówki wyciąga niemieckie piwo. Siada przed koreańskim komputerem i w amerykańskim banku zleca internetowe zakupy w Anglii, przegląda amerykańskiego facebooka, po czym wsiada do czeskiego samochodu i jedzie do francuskiego hipermarketu na zakupy. Po uzupełnieniu żarcia w hiszpańskie owoce, belgijski ser i greckie wino wraca do domu, po drodze tankując na brytyjskiej stacji paliw ropę przywiezioną z Arabii Saudyjskiej. Zakupione produkty przygotowuje na rosyjskim gazie. Na koniec siada na włoskiej kanapie i... w polskojęzycznej, lecz niemieckiej (a jakże!) gazecie, szuka pracy - a to pech! Znowu nie ma!
A na początek końca pójdę już na łatwiznę i zacytuję opis aplikacji z witryny naszej Poli, co by nie rozpisywać się za nadto:
Masz dość masówki globalnych koncernów? Szukasz lokalnych firm tworzących unikalne produkty? Pola pomoże Ci odnaleźć polskie wyroby. Zabierając Polę na zakupy odnajdujesz produkty “z duszą” i wspierasz polską gospodarkę.
Zeskanuj kod kreskowy z dowolnego produktu i dowiedz się więcej o firmie, która go wyprodukowała. Pola powie Ci, czy dany producent opiera się na polskim kapitale, ma u nas swoją produkcję, tworzy wykwalifikowane miejsca pracy, jest częścią zagranicznego koncernu.
Na dodatek, jeśli znajdziesz firmę, której nie ma w bazie, możesz śmiało zgłosić ją do autorów. Pomożesz w ten sposób uzupełniać unikatową bazę polskich producentów.
Żeby się zbytnio nie powtarzać, więcej możecie przeczytać np. tutaj, choć informacji nt. naszej bohaterki jest już dziesiątki, i to w największych polskich mediach, że wspomnę tylko Nasz Dziennik, Gazetę Wyborczą czy Polskie Radio, a 25 marca - zaledwie 4 dni po publikacji tego newsa - nawet w głównym wydaniu Wiadomości TVP1!
Aplikację polecam zwłaszcza młodym rodzicom - zaproponowanie wspaniałej, a przede wszystkim pożytecznej dla nas wszystkich, zabawy, z pewnością przyniesie pozytywne skutki. Zakupy przestaną być nudne, a ich oblicze może zmienić się nie do poznania. Niewątpliwym plusem jest także fakt, że aplikacja działa również w obcych sklepach, choć oczywiście te polecam omijać szerokim łukiem. Z Polą zakupy robi już ponad 100 tys. rodaków, na samym facebooku ma już prawie 11 tys. fanów, a liczba ta rośnie lawinowo - appka pojawiła bowiem na rynku dopiero w listopadzie 2015 r. Użytkownicy zeskanowali już ponad 1,5 miliona kodów kreskowych, a w baza zawiera już ponad 1,5 tys. zweryfikowanych producentów!
Autorzy, jak to zwykle bywa w przypadku inicjatyw oddolnych, potrzebują jednak naszego wsparcia. Chcą zrobić dużo więcej, m.in.:
- rozwijać bazę producentów,
- rozszerzyć Polę o informacje o usługach i punktach sprzedaży,
- dotrzeć do nowych użytkowników,
- stworzyć wersję dla przeglądarek internetowych z wyszukiwarką firm.
Zatem jeśli jeszcze nie wiesz, gdzie przekierować swój 1% podatku - tak, by nie został bezpowrotnie zmielony w przerośniętej, biurokratycznej machinie, tudzież przepity przez patologicznych, oczywiście bezrobotnych rodziców kilkunaściorga latorośli, na których nieodpowiedzialność będziemy się niebawem wszyscy zrzucać, i to w dalece większym stopniu niż dziś - pomóż biednej Poli i polskim przedsiębiorcom! Właśnie im - nieprzypadkowym i ciężko PRACUJĄCYM rodakom, z których podatków utrzymywane są szpitale, leczone nasze dzieci, dzięki którym funkcjonuje policja, wojsko czy muzea. Wesprzyj tę słuszną i szlachetną inicjatywę! Zapewniam, że ta inwestycja zwróci się nam po stokroć, procentując na przyszłe pokolenia i dodatkowo poszerzając świadomość naszych pociech, uwrażliwiając je na prawdziwy patriotyzm. Z pewnością pomoże to także w obraniu przez naszą nadwątloną gospodarkę właściwego kierunku. Wierzę, że Polacy wybiorą mądrze, na przekór niemieckim mediom, które znów zaczęły z nas powoli szydzić - ale to tylko oznacza, że aplikacja działa prawidłowo i dobrze spełnia swoją rolę:)
Pomóż zatem rozwijać Polę i promować patriotyzm gospodarczy, przekazując 1% PIT Klubowi Jagiellońskiemu: nr KRS to 0000128315. Spraw, by zakupowy patriotyzm stał się wreszcie modny! Pora wziąć gospodarkę we własne ręce! Zostań zakupowym patriotą!
Anno Domini 2012
Zaczynamy okres świątecznych zakupów. Ale zanim pobiegniemy do pobliskiego dyskontu z listą zakupów warto się zastanowić, czy jako konsumenci jesteśmy świadomi tego, co i gdzie kupujemy? Weźmy na ten przykład łosicką Biedronkę, gęsto obleganą przez miejscową gawiedź nawet w niedzielę (ale to już temat na kolejny artykuł) i będącą ponoć na drugim miejscu w Polsce pod względem wielkości obrotów. Spotkałem się np. z wieloma opiniami, że Biedronka to sieć... polska! O ironio! Owszem, do połowy lat 90. była polska, ale później została odsprzedana przez Elektromis portugalskiemu konsorcjum Jerónimo Martins, obecnie rozmnażając się do 2 tys. sklepów i zostając przez to „krajowym” liderem. Polska została zatem już tylko nazwa... Wg najnowszych badań, swoje podstawowe zakupy Polacy robią niestety głownie w sklepach wielkopowierzchniowych. To tam w zeszłym roku kupiliśmy 50% towarów spożywczych i 52% chemicznych. Upadają zaś małe sklepiki; w 2011 roku zamknięto 5% z nich...
Jak zagraniczne dyskonty zalewają nasz kraj i podtapiają naszą gospodarkę
By uświadomić skalę zjawiska, za Gazetą Wyborczą przytoczę przykłady dominacji w polskim handlu zagranicznych sieci:
„detal jest w rękach Portugalczyków z Biedronki, Brytyjczyków z Tesco, Francuzów z Auchan i Carrefoura oraz Niemców (czyli grupy Schwarz z Kauflandem i Lidlem). Hurt z kolei kontrolują Niemcy z Makro Cash and Carry, Szwajcarzy z Selgrosa i Portugalczycy z Eurocash. Pojedyncze sklepy, które nie wstępują do sieci franczyzowych, takich jak np. Carrefour Express, Odido (Makro) czy ABC (Eurocash), czeka zaś wegetacja lub upadek. Ciekawostką jest fakt, że niemiecki Real sprzedał francuskiej sieci Auchan 91 hipermarketów – w Polsce, Rosji, Rumunii i na Ukrainie, a także 13 galerii handlowych w Rosji i w Rumunii – co przyczynia się do umacniania oligarchii. Jeszcze do niedawna mieliśmy w kraju właściwie prawie wszystkich liczących się operatorów handlowych w Europie, jednak połowa sieci już odeszła, m.in. holenderski Ahold (Albert i Hypernova), francuska grupa Casino (Géant i Leader Price) czy niemiecka grupa Tengelmann (Plus). A im mniej sieci na rynku, tym gorzej, bo zamiera konkurencja i pojawia się oligopol”.
Na dokładkę podeprę się tekstem z bloga „590x.pl”: „Można by powiedzieć: no i co, w końcu dzięki takim sklepom powstają nowe stanowiska pracy, zwiększa się konkurencyjność a mieszkańcom wygodniej robi się zakupy. Krótkowzroczność ludzka nie zna granic – wydawać by się mogło, że wszystko jest ok., tymczasem skutki dla naszej gospodarki są druzgocące. Zagraniczny produkt kupiony w sieci zagranicznych sklepów generuje dla polskiej gospodarki jedynie podatek, który zapłacimy za niego przy kasie (VAT) oraz podatek dochodowy polskiego pracownika, który nam ten towar sprzedał, cały zysk zaś łącznie z podatkiem dochodowym najprawdopodobniej zostanie wytransferowany za granicę. Zapytacie „jak to?” – odpowiedź jest prosta, zagraniczne koncerny do perfekcji dopracowały metody kreatywnej księgowości. Głównym trikiem stosowanym przez te koncerny jest ukrywanie dochodu – nie trzeba fałszować faktur czy stosować innych niezgodnych z prawem kroków – wystarczy, że polski oddział koncernu musi swojej centrali za granicą zapłacić za „użyczenie” logo. Takim oto sposobem filia w Polsce nie przynosi zysku, a centrala za granicą płaci potężne pieniądze w postaci podatku dochodowego, zasilając nim kraj, w którym koncern jest zarejestrowany. Ostatnimi czasy głośno było o spółce Jeronimo Martins – właścicielu sieci Biedronka, przenoszącej swoją siedzibę do Holandii. Portugalczycy podnieśli głosy, że firma opuszcza rodzimy, tonący statek, jakim jest portugalska gospodarka. Jak myślicie, czy firma ta płaci podatki u nas, skoro nie chcą ich płacić nawet w kraju, z którego pochodzą? Zakładając, że tylko w 2010 roku obrót Biedronki wyniósł 24 mld zł, a średni zysk z handlu wynosi około 10%, Biedronka wypracowała około 2,4 mld czystego zysku, które zaraz potem wyparowały z polskiej gospodarki – a to tylko Biedronka...”.
Z kolei Puls Biznesu pisze:
Co trzecia zakładana w Polsce zagraniczna firma chce prowadzić sprzedaż, a to nie daje wiele korzyści naszej gospodarce. Nie tworzy wielu miejsc pracy, do Polski nie trafia zaawansowana technologia. Co więcej, na przykład każde otwarcie w Polsce sklepu wielkopowierzchniowego powoduje, że zamykane są okoliczne małe sklepiki, wobec czego miejsc pracy nawet ubywa. Ponadto można się spodziewać, że wzrośnie import towarów danej firmy do naszego kraju, bo chce ona po prostu sprzedawać u nas swoje produkty. To odbieranie rynku rodzimym producentom. Podobnie są oceniane przez specjalistów inwestycje zagraniczne w polskim budownictwie: mają niewielki wpływ na rynek pracy w Polsce i na import nowoczesnych technologii. Najkorzystniejsze dla gospodarki są takie zagraniczne inwestycje, które tworzą miejsca pracy, sprowadzają do naszego kraju nowoczesne technologie i ożywiają eksport. Takie warunki spełniają firmy produkcyjne. Jednak jedynie co dziesiąte otwierane w Polsce zagraniczne przedsiębiorstwo zajmuje się produkcją.
Prawda jest taka, że zagraniczny koncern naprędce buduje nam pod oknami blaszany hangar, w którym za głodowe pensje zatrudnienie znajduje zaledwie kilka osób, choć np. w takim łosickim Tesco obchodzą się i bez tego, zastępując ludzi automatami. Później wystarczy już tylko za bezcen zatrudnić kilka osób, do minimum ograniczając ich prawa, po czym zostaje już tylko wielkimi paletami na wielkich tirach ściągać gotowy towar zza granicy. W dyskontach zaś asortyment sprzedaje się nawet bez jego wypakowania na półki, bo przecież wymagałoby to zwiększenia zatrudnienia... No a później pozostaje już tylko wysysać z nas krwawicę i słać ją grubym ciurem z powrotem za granicę... Im więcej usług i dóbr zagraniczne sieci sprzedają u nas, tym więcej „wydzierają” podatków z naszej gospodarki. Tym oto sposobem sponsorujemy dobrobyt Francuzów, Niemców czy Portugalczyków... Na przykład w momencie, kiedy kupujemy samochód zagranicznego koncernu, dajmy na to Opla (obecnie znajdującego się w rękach amerykańskiego General Motors), co prawda nabywamy połowę części wyprodukowanych w Polsce przez naszych pracowników, niestety to tylko zadowalanie się ochłapami. My produkujemy ich auta, jeździmy nimi, serwisujemy, płacimy za nie – a w zamian dostajemy niby-pracę, niby-zarobki i... jak najbardziej realną dziurę w budżecie! Ale wracając do bardziej powszednich zakupów: może warto więc dla własnego zdrowia (i kraju!) zastanowić się jeszcze przed wybraniem na świąteczne zakupy, zmienić nawyki i skierować swe kroki do „zieleniaka” za rogiem, swojskiego straganu czy nawet kilku polskich sklepów czy mniejszych sieci w rynku – chociażby po to, by np. nie nabijać kabzy Portugalii, z którą mamy nota bene „tyle wspólnego, co z mercedesami, czyli nic” – jak to onegdaj śpiewał Kazik. Jeśli sklepy osiedlowe to dla nas za mało, mamy przecież w Łosicach kilka sklepów i supermarketów osiedlowych o charakterze delikatesowym, np. należący do Polskiej Grupy Supermarketów "Top Market" na ul. 1 Maja, "Topaz Express" (dawniej "Groszek") w centrum miasta, delikatesy "U Anny" w samym środku rynku i wiele innych...
Dyskontowy "fenomen"
O ile zagraniczne sieci hiper-marketów (Auchan, BILLA, Carrefour (przejął sieć hipermarketów Hypernova i supermarketów Albert), E.Leclerc, Elea, Atac, Intermarche, Kaufland, Real (część Metro AG, przejął sieć hipermarketów Géant) czy Tesco (przejął sieć hipermarketów Hit i Leader Price)) pełnią funkcję pompy ssąco-tłoczącej w odniesieniu do polskiego kapitału, dając nam w zamian tylko kilka wątłych etatów na głodowych pensjach, a zyski zabierając dla siebie, to obracają jednak asortymentem markowym - a więc przynajmniej w pewnej części polskiej produkcji. Prawdziwym destruktorem naszego rynku są jednak dyskonty. W tym miejscu należałoby się zastanowić, na czym właściwie polega strategia tych buldożerów, oprócz tego, że równają polski rynek z ziemią? Główną tajemnicą dyskontów (ang. discount = obniżka ceny), np. sieci sklepów ALDI, Biedronka, Kaufland, Lidl czy Netto, jest świadome ograniczanie liczby swych pozycji asortymentowych i zmniejszanie przez to znacząco kosztów działalności oraz przyspieszanie rotacji towarów. Chcąc podjąć walkę o klienta z lokalnymi sklepami muszą mocno obniżyć ceny produktów, a to wymusza z kolei ich koncentrację na produkcji własnych towarów i tworzeniu własnych marek, przeważnie gorszych jakościowo (wszak niższa cena musi skądś się brać). Ma to też na celu obniżenie kosztów marketingu i zwiększenie dochodowości całej sieci, a to właśnie poprzez uzyskanie wyższych marż niż w przypadku produktów marek narodowych (producenckich). Niestety odbywa się to wszystko kosztem krajowych producentów, odcinając ich skutecznie od lokalnego rynku zbytu. Jeśli hipermarkety oraz dyskonty mają już jakimś cudem na półkach jakieś polskie produkty, wymuszają na producentach ceny na granicy opłacalności. Jaki z tego morał? Ano taki, że na dyskontach i hipermarketach, oprócz naszego zdrowia, najbardziej cierpią krajowi producenci artykułów – od mleka, sera i napojów, aż po kosmetyki czy chemię gospodarczą. Natomiast polskie sieci handlowe (abc, Alma, Bomi, Chata Polska, Delikatesy Centrum (Eurocash), eLDe, Groszek, KAH, Lewiatan, Milea, Piotr i Paweł, POLOmarket, Sieć 34, Stokrotka) czy lokalne sieci handlowe (Agap, AGRO-COOP, Alux, aldik, Ardi, Arhelan, As Market, Asort, Aspo, Chata Polska, Dino, Dobry Sklep, Eden, Eko, Euro), sprzedające narodowe marki artykułów, w obliczu takich praktyk i tak nie mogą zejść poniżej ceny ustalonej przez producenta, w rozrachunku przegrywając walkę o klienta z zagranicznymi molochami, posiadającymi w swojej ofercie własny i tani asortyment. Nie ma się zatem czemu dziwić, że coraz częściej towary polskich producentów wypierane się przez te produkowane na potrzeby dyskontów – tanie i niekoniecznie dobre. My z kolei, zadowoleni z „udanych i tanich zakupów”, przy okazji rujnujemy własną gospodarkę, wspierając tym samym często opływającą w luksusy zagranicę. Mamy także wiele innych polskich sieci handlowych, mniej związanych z przemysłem spożywczym, w samych Siedlcach np. sieć drogerii "Alabaster" czy sieć sklepów budowlanych "Mrówka". Wiele razy spotkałem się ze stwierdzeniem, że w dyskontach typu nasza "Dronka" kupuje bieda i prowincja. Od siebie dodałbym tylko, że owszem - jest to objaw prowincjonalności i zaściankowości, ale głównie mentalnej...
I jeszcze jedno: od wieki wieków było tak, że kupowaliśmy jeszcze ciepłe pieczywo w lokalnych sklepach lub piekarniach. Często jeszcze ciepłe, bo pieczone tuż za rogiem lub ew. okolicznych miejscowościach, np. piekarni w Niemojkach. A teraz? Teraz w hipermaketach czy dyskontach owo pieczywo dowożone jest na paletach np. gdzieś z Wielkopolski, w zależności od rodzaju sieci. A co ma z tego nasz region? Niestety jedynie zakorkowane wielkimi tirami drogi z powybijanymi przez ich koła dziurami i koleinami. A kto za to wszystko płaci? Oczywiście samorząd, z naszych podatków... I tak pieniądze, które mogłyby zostać w regionie, np. z opodatkowania naszych regionalnych piekarni, transferowane są za granicę - tj. tam, gdzie zarejestrowana jest firma. Tak samo sprawa wygląda ze wspieraniem innych regionalnych przedsiębiorców: ciekawe ilu z nas jest świadomych tego, że w "Lidlu" nie kupimy żadnego polskiego warzywa czy owocu? A co za tym idzie żaden nasz regionalny ogrodnik, pszczelarz czy rolnik nie zarobi ani grosza? Czy tym samym my sami nie wyzyskujemy biednego, polskiego rolnika, nad którym się tak użalamy i na dotacje którego idą nasze podatki? Bo w końcu ile trafia do jego kieszeni z biedronkowych, "codziennie niskich cen"? Nic? Oooo, jaka szkoda... Na forach da się też słyszeć np. takie głosy:
Dla mnie sztandarowym przykładem jest Biedronka, która dodatkowo została mistrzem w przedstawianiu się jako polski sklep... Hasełka typu: "Nasza Biedronka" czy sponsorowanie drużyny narodowej to czysty przekaz Portugalczyków: "Chcemy być postrzegani jako swojski sklep"... Jest to też jednak sygnał, że zachodnie koncerny troszkę boją się lojalności Polaków. Ogłupiają nas dodatkowo reklamami w rodzaju: "Kupujemy, bo jest tanio". Reklamy te mają w nas zakotwiczyć przekonanie, że jesteśmy szczęśliwi, bo mało wydajemy... To nic, że mało zarabiamy. Ważne, że stać jest nas na przeżycie. Dla zachodu to świetny układ. Dać nam pozory szczęścia i wyciągnąć od nas kasę do siebie".
Wspomagamy naszymi zakupami zachodnie sieci handlowe i ich rodzimych dostawców. Dlaczego u nas społeczeństwo umie się zjednoczyć jedynie w momencie śmierci Papieża, a gdy ktoś nami pomiata i zabiera nasze pieniądze, siedzimy cicho i dajemy się bić po dupie? A może to ta nasza otwartość na integrację i inne narody, jak zwykle wychodzi nam bokiem?
I to tyle, jeśli chodzi o korzyści płynące z zagranicznego kapitału... Przenosząc cały ten "biznes" w gospodarskie realia można by rzec, że zagraniczne holdingi przyjeżdżają do nas tylko na żniwa, a ściślej mówiąc po ziarno, wyhodowane na naszej krwawicy...
Jak więc widzimy, z pozoru niewinny, poprawiający kondycję naszej kieszeni i ułatwiający nam życie dyskont, w rzeczywistości staje się maszynką do rujnowania krajowej gospodarki, głównie poprzez wyciąganie z nas pieniędzy i transferowanie ich następnie za granicę. W obliczu tych okoliczności kuriozalnym staje się fakt czynionych przez niektóre władze samorządowe ustępstw w kierunku zagranicznych sieci, gdyż wbrew pozorom zabija to a nie ożywia region, co prędzej czy później odbije się na naszych kieszeniach... Trzeba mieć bowiem świadomość, że pod płaszczykiem ściągania obcego kapitału tylko sprzyjamy stawianiu tych finansowych pomp, wysysających z nas pieniądze za granicę. Czy powoli nie mamy przypadkiem do czynienia z krajem, który jest bardziej przyjazny dla obcego kapitału niż dla swoich obywateli? Tak naprawdę Polska z racji swojego położenia i z racji tego, że nasze społeczeństwo jest mądrzejsze i sprytniejsze niż ludzie na zachodzie, ma wszelkie cechy aby stać się jednym z najbogatszych krajów w Europie. Niestety nie do końca wszystkim się to podoba, więc masowo rozdawane są na prawo i lewo pozwolenia na budowę w Polsce obcych sieci handlowych, wrogie nastawienie urzędników państwowych do rodzimych przedsiębiorców i jednoczesne ulgi podatkowe dla obcych sieci czy zagraniczne banki, które dyktujących horrendalne opłaty dla polskich klientów... Jeśli dalej będziemy uzależniać się od obcego kapitału, to nasz słomiany dobrobyt, w którym obecnie żyjemy, zniknie jak bańka mydlana. Skoro twierdzimy, że konkurencja jest dla rynku zbawienna, to dlaczego przez zakupy produktów firm zagranicznych przyczyniamy się do dominacji niepolskich firm na polskim rynku?
Jesteś Polakiem - świadomie kupuj polskie produkty w polskich sklepach!
Kolejną, chyba nawet ważniejszą kwestią, jest kupowanie polskich produktów, których - jak wskazują badania - na półkach dyskontowych sklepów jest coraz mniej! Procedura weryfikacji produktu swój - obcy wcale nie jest skomplikowana, a w skrócie wygląda tak:
Podstawowym sposobem na rozpoznanie produktu wyprodukowanego w Polsce jest kod paskowy (kreskowy – EAN-13). Poszczególne grupy cyfr w każdym z nich oznaczają kolejno: kod systemowy (3 cyfry), kod producenta, kod produktu oraz cyfrę kontrolną. Po początkowych cyfrach każdego kodu możemy zatem dowiedzieć się, z jakiego kraju pochodzi dany produkt (dla zainteresowanych więcej na stronie Wikipedii). I tak, kod zaczynający od cyfr „590” (prefiks zarezerwowany dla Polski) oznacza, iż dany produkt został wyprodukowany lub jest dystrybuowany przez przedsiębiorstwo zarejestrowane w Polsce (w GS1). Następnie należy sprawdzić, czy zawiera informację „wyprodukowano w Polsce”. Coraz częściej jednak zdarza się, że za tym kodem będzie kryć się żywność wyprodukowana np. Chińskiej Republice Ludowej czy na Tajwanie, a będzie tylko owijana w Polsce w kolorowe opakowania. Dobre i to, gdyż nawet taki "zapakunek" wymaga zatrudnienia kilku osób i odprowadzania podatków to krajowej kieszeni. Tym sposobem jednak coraz częściej nieświadomie kupujemy np. chiński czosnek, pestki z dyni, orzeszki, a nawet truskawki! A tamtejsze pestycydy, uzdatniacze czy inne środki zabezpieczające produkty na czas transportu wcale nie muszą odpowiadać europejskim normom...
Warto zatem na opakowaniu poszukać dodatkowych oznaczeń lub wskazówek w stylu "produkt polski". Przy okazji, zwłaszcza dla młodszych, taka zabawa w sklepowego detektywa może uprzyjemnić zakupy, będąc przy tym jakże pożytecznym i prawdziwym przejawem naszego patriotyzmu! Zapewniam, że po kilku wypadach do sklepu ten nawyk wchodzi w krew i wcale nie zajmuje zbyt wiele czasu. Warto też śledzić na podanych niżej stronach kolejne przejęcia polskich firm, by przestać np. kojarzyć "nasze polskie" Winiary, Łowicz, Kotlin, Włocławek, Krakus, Bobo Frut, Gerber, Tarczyn, Łowicz, Fortuna czy Hortex z polskim producentem, bo dawno nie mają już z nim nic wspólnego, a znajdują się w rękach np. francuskiego molocha - Nestle. Oczywiście nie mówiąc o tak oczywistych przypadkach, jak sieci czy produkty od początku będące pomiotami jakiegoś obcego kapitału, że wspomnę tylko hamerykańskiego „McDonalds'a”, w którego produktach to chemia ma nam przypominać smaki dzieciństwa, "Coca-Colę" składającą się w połowie z cukru, płatki śniadaniowe "Nestle" (jakbyśmy nie mieli polskiej kukurydzy, i to tej niemodyfikowanej genetycznie) czy dyskonty o obcojęzycznych nazwach, wymienione na początku tego artykułu. Z kolei czy wiedzieliście, że zamiast jakiegoś RedBulla w polskich sklepach można zakupić polski napój energetyczny wprost z reaktywowanej stajni Ursusa? Po większą ilość informacji o tych i innych manipulacjach polskim konsumentem odsyłam do prawego menu na naszej stronie, gdzie na stałe już umieszczamy odnośniki do stron pomagających dokonać wyboru między „swoim” a „obcym”, a przy okazji dowiedzieć się wiele o polskich i niepolskich firmach oraz ich produktach - naprawdę wciągająca i pouczająca lektura! Oprócz kupowania w sklepach, nasze rodzinne strony możemy również wspierać kupując regionalną żywność, wędliny, sery, piwa... Możliwości jest co najmniej tysiące!
Wbrew pozorom zostało jeszcze wiele polskich marek, i to nie tylko w przemyśle spożywczym, ale również farmaceutycznym (np. Polpharma, Polfa, Herbapol), kosmetycznym (np. Dr Irena Eris, Joanna, Pollena Eva, Soraya, Ziaja), odzieżowym (np. Reserved, Ravel, Top Secret, Cropp, House, Grawik), alkoholowym (np. Polmos Siedlce z wódką Chopin i gorzelnią w Krzesku, regionalne piwa prawdziwie warzone, w przeciwieństwie do tych popularnych - przemysłowych, powstających z wody zmieszanej ze skondensowanym ekstraktem piwnym i CO2...), budowlano-chemicznym (np. Atlas, Śnieżka) a nawet motoryzacyjnym (Ursus rulez!) czy komputerowym (np. media-tech, GOODRAM). Często są to produkty nie tylko tańsze, ale i lepsze jakościowo. Wystarczy poszukać i świadomie wybrać! Jeśli nie mamy wyboru (np. kupując samochód osobowy czy perfumy), wybierzmy mniejsze zło, czyli coś z europejskich marek - wszak z Unii Europejskiej, w przeciwieństwie do innych kontynentów, otrzymujemy niemałe dotacje. Najgorszym złem jest bowiem nabywanie produktów firm położonych poza Europą, np. amerykańskich molochów, którzy nijak się mają do naszej gospodarki, a jedynie na niej żerują, np. wypychając nam swój złom w postaci myśliwców F-16 wraz z ich obsługą i serwisem, które to nawet nie doleciały do granic Polski o własnych siłach, a którymi szczycimy się na lewo i prawo. Oczywiście część z rodaków powie: "a ch... mnie obchodzi gospodarka, ja idę tam, gdzie jest taniej i nikt mi tego nie zabroni", po czym spędzi pół niedzieli w świątyni spod znaku czerwonego żuczka o polsko-brzmiącej nazwie. No cóż, można i tak, wszak śmieci zawsze płyną z prądem, a od zawsze były dwie strony barykady - tak kiedyś ZOMO i Solidarność, choć teraz z działalności tej drugiej korzystają także ci pierwsi... Ale ten temat już kiedyś poruszałem, więc nie będę się powtarzał. Czasem jednak warto jest świadomie wydać kilka groszy czy nawet złotych więcej, mając wiedzę, że w skali krajowego rynku te "grosze" to być lub nie być polskiego producenta. To także miejsca pracy lub ich brak, źródło utrzymania kilku, a może nawet kilkuset rodzin, przy czym utrata przez nich pracy to de facto dodatkowe obciążenie Państwa, chociażby z powodu konieczności wypłacania zasiłków. I tu koło się zamyka - pieniądze płyną za granicę, zwolnienia, bezrobocie, przejęcia i zamykanie kolejnych polskich firm czy rodzinnych piekarni, emigracja na zachód... Proponuję więc kolejnym razem, kiedy wyjdziemy na ulicę z okrzykami "Ten rząd musi odejść!" najpierw uderzyć się w piersi i przemyśleć, czy to przynajmniej po części nie my sami jesteśmy winni braku pieniędzy na podwyżki dla pielęgniarek czy fali emigracji "za chlebem".
Na przestrzeni ponad 20 lat wmawiano nam, że "to z zachodu jest lepsze, a to polskie gorsze", wykorzeniając przez to resztki przywiązań do wszystkiego, co Polskie. Przez to upadło wiele polskich firm produkujących bardzo dobre produkty. Niestety ten proceder trwa nadal i większość z nas nadal nie rozumie, że to co Polskie, powinno być na pierwszym miejscu. To, co zrozumieli mieszkańcy innych krajów, my w dalszym ciągu nie możemy pojąć, i nie pomoże tutaj polityka Państwa, a tylko i wyłącznie świadomość obywateli do tego by kupować "swoje". Tego powinno się uczyć i wpajać dzieciom od przedszkola, nie mówiąc już o domu rodzinnym. Na pytanie "Dlaczego tato kupujesz to a nie tamto", dziecko powinno usłyszeć: "Bo to jest polskie"!
Podsumowując, patriotyzm na zakupach może przynieść wymierne korzyści w skali kraju: zmniejszyć bezrobocie, wpłynąć na wysokość zarobków, wesprzeć rodzimych przedsiębiorców, będących przecież głównym motorem polskiej gospodarki. Dla tej idei warto dać się ponieść nie tylko z pobudek patriotycznych, ale i czysto egoistycznych, bo mocna gospodarka to wygodniejsze życie nas wszystkich! Nie pozostaje mi zatem nic innego jak życzyć udanych, a przede wszystkim świadomych zakupów polskich produktów w polskich sklepach - do chwili podejścia do kasy los polskiej gospodarki jest jeszcze w naszych rękach! Polsko i Polacy! Czas obudzić się wreszcie!
Anno Domini 2011
Fundacja Sprzątanie świata - Polska wraz z Fundacją Nasza Ziemia organizuje i koordynuje coroczną kampanię Sprzątanie świata (Clean up the World), łączącą corocznie miliony wolontariuszy na całym świecie. To najsłynniejsza, ogólnopolska akcja edukacji ekologicznej. Każda edycja kampanii skupia się na innych zagadnieniach zrównoważonego rozwoju i ochrony klimatu. Hasło tegorocznej, osiemnastej już w Polsce akcji, brzmi: "Lasy to życie - chrońmy je". W ten sposób fundacje włączają się w obchody Międzynarodowego Roku Lasów, ogłoszonego przez ONZ.
Niestety aktywność wschodniej ściany Polski w tego typu akcjach jest jak do tej pory... mizerna, a co najmniej niewystarczająca. Niestety nie jest to spowodowane wyższą świadomością ekologiczną mieszkańców wschodu - pod względem jesteśmy daleko w tyle za resztą kraju, nie mówiąc już o np. krajach skandynawskich czy chociażby odwiedzonej przez nas w tym roku Estonii.
Zapraszamy zatem szkoły i inne placówki oświatowe, gminy, firmy, organizacje pozarządowe, a także osoby prywatne do włączenia się do akcji. W tym roku termin ogólnoświatowej akcji "Clean up the World" przypada na 16-17-18 września. w tym czasie pragniemy zachęcić wszystkich mieszkańców Polski, by organizowali lokalne akcje sprzątania. Jak zawsze prosimy nie tylko o przyłączenie się do akcji sprzątania, ale w pierwszej kolejności - o nieśmiecenie i pilnowanie, aby nie śmiecono! Nie tolerujmy tego! Jeśli natomiast nie masz ochoty brać udziału w zorganizowanym śmieciobraniu, chwyć za worek i przeleć się dla zdrowia po swojej okolicy - by wszystkim żyło się lepiej i przyjemniej!
Przy okazji proponuję obejrzeć spot promujący tegoroczną edycję Sprzątanie świata - Polska (wystarczy nacisnąć obrazek z boku). Spot w sposób przystępny i humorystyczny pozwala spojrzeć na problem naszych zachowań z nieco innej strony i ma przypominać, że w lesie to my jesteśmy tylko gośćmi i wszystkie nasze działania mają wpływ na ekosystem leśny - czyli rośliny i zwierzęta w nim występujące. Więcej o tegorocznej akcji i wielu innych ekologicznych tematach znajdziecie na stronie Sprzątanie świata.
Anno Domini 2008
Do dzisiejszej refleksji skłoniła mnie opowieść pewnego człowieka w podeszłym wieku, który podczas jednej z górskich, burzowych wędrówek udostępnił zziębniętym turystom schronienie. Jak się później okazało, właściciel owej chatynki walczył pod Monte Cassino, dzielnie narażając swe życie w jakże krwawych walkach. A co ma dziś? Rozpadającą się chałupinkę i kawałek waciaka na plecach, może kilka wyblakłych zdjęć schowanych głęboko w szufladzie... Tacy ludzie zginęli w medialnym szumie kolejnych afer i bełkocie obłudnych krzykaczy, na czele których wciąż stoją politycy, konfidenci oraz tajni współpracownicy SB, opływający dziś w luksusy jak za dawnych lat. A gdzie pamięć o prawdziwych bohaterach? Gdzie wdzięczność? Gdzie państwo, które przecież tak wiele im zawdzięcza? Niestety dziś odznacza się ludzi za ich pazerność, umiłowanie pieniądza i umiejętność spekulacji na rynkach finansowych, za żerowanie na nieszczęściu innych, a na dodatek nazywa się ich przedsiębiorcami.
Może warto zatem przystanąć na chwilę i zastanowić się jak wygląda dzisiejszy patriotyzm naszego pokolenia i czym jest dzisiaj. Czy patriotami są wyjeżdżający za granicę tzw. euro-emigranci, którzy zostawiając całe rodziny gonią za łatwymi pieniędzmi, w ten sposób dziękując przodkom za przelaną krew? A może jest nim sąsiad zza między, bez skrupułów wywożący do lasu kolejną stertę śmieci i palący w swym piecu toksyczne odpadki, kradnący prąd czy wyłudzający kolejne fikcyjne zwolnienie lekarskie, kreujący się podczas niedzielnej mszy na wzorowego obywatela i przykładnego ojca rodziny? Niestety do świadomości, że okrada nie "państwo" a własnych bliźnich jeszcze jak widać nie dorósł i za życia pewnie już nie zdąży... Skoro jednak nie rozumie tak podstawowych rzeczy i fundamentów naszego życia i wiary, dla kogo udaje cierpiętniczego chrześcijanina? Po co komu jego puste frazesy w niedzielne przedpołudnia? Bogu ani światu z pewnością nie jest potrzebny kolejny tchórz wycierający sobie mordę jakże wyświechtanym w naszych czasach hasłem "Solidarność", w której to imieniu podczas kolejnego strajku rzuca w bliźnich z kamieniami, krzycząc przy tym jak to państwo go krzywdzi... Niestety pytanie co on robi w imię Państwa, pozostaje już bez odpowiedzi, również w jego sumieniu. Naprawdę dziwi takie rozwarstwienie i wartościowanie naszej miłości - przecież każda religia uczy nas kochać wszystko dookoła - wszak wszystko jest boskim stworzeniem i ma nam służyć, a my mamy tylko o to dbać. Niestety jak widać - najlepiej idzie nam destrukcja własnego świata. Tym bardziej dziwią też sterty śmieci wywiezione do lasu przez kogoś, kto codziennie uczęszcza do kościoła, a na pielgrzymkach idzie w pierwszym rzędzie. Śmiem twierdzić, że bardziej zbawienna byłaby jego świadomość ekologiczna niż puste slogany i dowody pseudo-wiary. Totalna ignorancja rodziców do swych dzieci to kolejny temat rzeka, ale prawda jest taka, że ani szkoła ani żaden kościół czy też sekta nie nauczy dzieci szacunku do bliźnich, przyrody i otaczającego nas świata. Jakże chętnie jednak zrzucamy winę na ślepe instytucje, które w naszych oczach mają niejako przymuszać do czynienia dobra. Tymczasem skutek jest często odwrotny, jako że czym gałązka bardziej naginana, tym mocniej odda w drugą stronę... Z pożałowaniem patrzę się na obojętność rodziców, których dziecko rzuca kolejny papier na ulicę. Rodziców, których dziadowie jeszcze kilkadziesiąt lat temu przelewali krew za ojczyznę! Im nie potrzeba kolejnych wieńców w następne rocznice ich święta, ale KONTYNUACJI ich dzieła. Ich dzieła, za które oddali coś najcenniejszego, co mogli dać - własne życie. Niestety jak widać ich potomków nie stać już nawet nieszkodzenie, i to nie innym, ale przede wszystkim sobie samym i przyszłym pokoleniom!
Państwo w naszej świadomości to w dalszym ciągu ślepy, chory twór, który to w swym bezkresnym egoizmie trzeba wykorzystać, oszukać, opluć i wyssać z niego ile się tylko da. Kradniemy zatem, niszczymy i nadużywamy - zarzynamy służbowy samochód, bo jest przecież niczyi, marnujemy czas bezwiednie pochłaniając kolejne ochłapy medialnej sieczki, kradniemy czas - swój czas. Przecież tak naprawdę w życiu chodzi tylko o mamonę, a dobrze by było jeszcze się przy tym zbytnio nie napracować. Myślimy naiwnie niczym niedorozwinięte dzieci: "państwowe = niczyje". Jak bardzo różnimy się w tym podejściu od większości naszych przodków czy chociażby amerykanów?
Może w końcu patriotami są pseudo-kibice z twarzami wymalowanymi w narodowe flagi, którzy z okrzykami "Polska biało-czerwoni!" na ustach demolują kolejne wagony i obrzucają kamieniami swych rodaków z innego miasta? A może to jednak ci "wierni" polscy kibice za granicą, siedzący przed TV i nabijający kasę "przyjaciołom od stonki"? Czy patriotyzm to wreszcie zachodni styl życia i wszechobecna konsumpcja w szale kolejnego wyścigu szczurów po mamonę? Czy żądni wcześniejszych emerytur i 200-procentowych podwyżek "zagorzali patrioci" wychodzący na ulicę z kamieniami żywią troskę o bliźnich? Przecież ich życie i wolność zostały wywalczone krwią i poświęceniem przodków, tymczasem ich wnuki nie chcąc uczciwie pracować najchętniej przerzuciliby ten obowiązek na innych i czekali aż państwo ich wyżywi! W czasach, w których liczy się kreatywność i inicjatywa, my podnosimy PKB innym krajom i szybko zapominając o rodzinnych stronach niczym wyuzdana z wartości amsterdamska dziwka jedziemy tam, gdzie nam "więcej dadzą"... Pokutuje w nas odwieczne twierdzenie, że im więcej krzyczymy i się domagamy, tym więcej dostaniemy, co niestety zdajemy się wykorzystywać na każdym kroku.
Bezmyślnie kultywujemy tradycje wywieszając za okno kolejne symbole, tylko czy one jeszcze coś dla nas znaczą? Czy w ślad za nimi idą nasze czyny, zmieniają nasze życie, czy może jednak są tylko ikonami próżności i kolejnym argumentem do pokazania się przed sąsiadami? Grzesznicy, którzy okrzyknęli się świętymi na stałe goszczą w naszej historii, uważajmy zatem byśmy w swej nieświadomości sami nimi nie zostali, zamieniając się w ślepą pijawkę, obślizgłego i bezproduktywnego pasożyta na zdrowym organizmie całego narodu, biernego konsumenta, narzekającego przy każdej okazji na wszystko i wszystkich. Pod płaszczykiem pseudo-patriotów uparcie przemycamy swą zwierzęcą, tchórzliwą naturę, podbitą przeświadczeniem o swej wyższości wobec innych czy wręcz nieskalanej pseudo-świętości...
Łamanie prawa było niegdyś chlubą, niestety można odnieść wrażenie że dziś niewiele się zmieniło. Z pozoru prozaiczne zarabianie na chleb, płacenie podatków, praca u podstaw i obywatelskie zachowania jakoś wyszły z mody i nie są postawami, które wzbudzałyby w nas jakiś szczególny szacunek. A prawdziwym patriotą jest przecież człowiek uczciwej pracy, który nie goniąc za łatwymi pieniędzmi buduje nasz wspólny kawałek świata dla dobra wszystkich - bez łapówek i pytań o własny interes; człowiek, któremu nie jest obojętny los innych, który zawsze wyciągnie pomocną dłoń, na którym mogą polegać bliźni, a więc i cała ojczyzna... Człowiek, który za swój kraj i jego dzieci gotów jest przelać swoją krew, a nie ją z nich wysysać! Wszak ten, kto nie potrafi kochać bliźniego, tak naprawdę nie może być patriotą - bowiem matka i dzieci to jedno, tak jak my i nasza Ojczyzna!
Czasy wielkich przywódców definitywnie minęły. Po wielu latach zwyciężyliśmy, ale zwycięstwo jest zobowiązaniem do tego by iść dalej, by tworzyć i pomnażać talenty, nie stać zaś w miejscu domagając się kolejnych przywilejów i zastanawiając jak by tu coś jeszcze ukraść od tzw. "państwa", którego jakimś dziwnym trafem w żadnym wypadku nie utożsamiamy z bliźnimi.
Nie pytaj zatem, co Polska ma zrobić dla Ciebie. Pytaj, co Ty możesz zrobić dla Polski! Wielu z nas zapewne nie zdaje sobie sprawy z tego, że ojczyzna tak jak i sam Bóg czy jakikolwiek inny związek oparty na prawdziwych uczuciach nie potrzebuje cierpiętniczych ofiar, dziękczynienia czy kamiennych pomników na swą cześć, kolejnych wzniosłych gestów, czczych przemówień czy krasomówczych popisów. To ostatnia rzecz jaką potrzeba jej i nam. Potrzebne są tylko kochające dzieci i ich codzienna, bezinteresowna, uczciwa praca - dla Polski, dla narodu, dla nas samych... Nie z przymusu, ale z rozpierających chęci. Uczmy się, ubogacajmy i zmieniajmy nas samych. Budujmy i pogłębiajmy własną świadomość, wyjaławianą codziennie zwałami próżnej, medialnej sieczki. Twórzmy kulturę, bo tylko tworząc możemy ją jednocześnie zachować. Wznośmy się ponad podziały i nienawiść, zerwijmy kajdany zżerającej nas konsumpcji, pomagajmy, nie szkodźmy przyrodzie, segregujmy odpady, uporządkujmy swe obejścia, domostwa, życie, zacznijmy od swojej własnej, małej ojczyzny! A przy tym przede wszystkim przykładem, a nie gołym słowem bez pokrycia poszerzajmy świadomość młodych pokoleń ucząc szacunku do siebie, bliźnich i świata. Twórzmy, bo tylko to po nas zostanie! Zmieniajmy świat na lepsze, tak by wszystkim żyło się lepiej - nie po coś czy dla kogoś - po prostu dla siebie! Zamiast doszukiwać się wielkich wartości w wielkich ludziach, znajdźmy je w końcu w nas samych! To będzie najpiękniejszy prezent dla Polski i to nie tylko na kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, cokolwiek by ona jeszcze dla nas znaczyła...
Czasami wstyd mi za Polaków. Ostatnie wydarzenia dla jednych to istna kpina z instytucji utrzymującej się z publicznych pieniędzy, dla innych konieczność złożenia zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Jak widać każdy u żłobu jest do "kupienia", kwestia tylko za ile $. Jednocześnie opadła kurtyna mamiąca maluczkich iż w cywilizowanych krajach (oraz Polsce) mamy rządy prawa. Jak widać już nie tylko u nas można jawnie i bezkarnie robić przekręty za pieniądze, a będąc poza prawem kupić cały ten zepsuty, "niby-cywilizowany" i "niby-demokratyczny" świat. Zobaczcie jednak sami jak bez skrupułów, kosztem milionów Polaków bogacą się tam, na górze. Każda instytucja pozostaje jednak tylko sztucznym, przekupnym tworem nie zdolnym narzucić nam żadnych norm, a przyszłość i tak zależy od nas - wszak każdy z nas manipulacjom i wymuszonym "pseudo-standardom" parszywych monopolistów może powiedzieć stanowcze "NIE"!
OOXML jest formatem dokumentów opracowanym przez Micro$oft dla potrzeb pakietu M$ Office jako następca dotychczasowych formatów (DOC, XLS, PPT itp.). Firma wkłada dużo wysiłku by format ten stał się standardem ISO - wbrew jednak temu co utrzymuje M$, OOXML wcale nie jest otwartym standardem i bardzo źle by się stało, gdyby został uznany za kolejny światowy standard. Jego specyfikacja zawiera fragmenty nie omawiane przez żaden z dostępnych dokumentów i stanowi własność intelektualną Micro$oft, a wiele mechanizmów opatrzonych jest patentami na oprogramowanie...
Tych wad pozbawiony jest ODF, który po normalnym trybie przygotowań w ISO został już uznany za międzynarodowy standard. OpenDocument Format jest w pełni otwarty, nie wykorzystuje opatentowanych, zastrzeżonych dla nielicznych firm technologii, opiera się na innych międzynarodowych standardach, a jego rozwojem opiekuje się konsorcjum OASIS - członkami którego jest wiele firm, co gwarantuje neutralność i zapobiega faworyzowaniu którejś z nich. Micro$oft tymczasem ignoruje ODF (choć sam także należy do OASIS) i naciska na wdrażanie OOXML, nad którym utrzymuje praktycznie pełną kontrolę, a my niebawem możemy podzielić jego los.
Micro$oft próbował przeforsować zatwierdzenie formatu OOXML w ISO w tzw. szybkim trybie ("fast track") - na szczęście dla nas wszystkich projekt został odrzucony, przez co będzie rozpatrywany w trybie normalnym. Niestety Polska, reprezentowana przez PKN, zagłosowała na "tak z komentarzami", a to za sprawą Komitetu Technicznego Nr 182 do spraw Ochrony Informacji w Systemach Teleinformatycznych, w obsadzie którego znalazły się firmy ściśle zależne od Micro$oftu, tzw. "partnerzy". KT Nr 182 dopiero w ostatniej chwili zajął się sprawą głosowania nad formatem OOXML - w czasie gdy stało się już jasne, iż zajmujący się dotychczas opiniowaniem OOXML KT Nr 171 do spraw Sieci Komputerowych i Oprogramowania nie poprze propozycji przedstawionej przez Micro$oft...
Dowiedz się więcej o całej tej śmierdzącej na odległość sprawie i powiedz głośne "NIE" korupcji i brudnym interesom, podpisując petycje! (odnośniki po prawej). Nie pozwólmy się wiecznie doić i manipulować! Spójrzmy na brudne ręce tych, którzy chcą nas sprzedać parszywemu monopoliście za parę srebrników! Postawmy na wolność i świadomość!
Anno Domini 2007
21 października 2007 r. - po raz kolejny dzieje historii zaprowadziły nas do wyborczych urn. Wokół słychać wyrazy niechęci, dezaprobaty, beznadziei i rezygnacji... Dlaczego? Bo Polak taki jest z natury i po tych wielu latach narzekań, trudno jest mu się z tego otrząsnąć. Wielu z nas nie idzie głosować - a to za zimno, a to że i tak nic to nie da i jeden głos niczego nie zmieni... (całe szczęście, że nie myśli tak 40 milionów polaków!).
Często jednak ci sami ludzie zadają srogie sądy znanym i historycznym postaciom: wytykają im tchórzostwo, interesowność i nieporadność, jednocześnie obwiniając ich za swą życiową porażkę. Jestem tylko ciekaw, czym ci jęczący malkontenci wykazaliby się, żyjąc w tamtych trudnych czasach? W czasach, kiedy to dzielni mężowie w konspiracji planowali kolejne ruchy, by później stanąć na czele krwawych walk? W czasach, kiedy jedynym marzeniem kilkunastoletnich dzieci było dostanie do ręki karabinu, by później na ulicy narażać życie za Ojczyznę? Gdzie nam do tego w XXI wieku? W "cudownym" XXI wieku, w którym zmanierowane i próżne bękarty pop-kultury, nie wiedząc co ze sobą począć, karmią się kolejnymi reality-show'ami czy kolorowymi pisemkami o modzie, kretyńskich idolach i mechanicznym seksie z tą samą płcią. Z przerośniętymi tłuszczem egoizmu oczyma snują się po ulicach w poszukiwaniu wrażeń i kolejnej kolorowej papki do zapchania swych spróchniałych mózgów, dzień po dniu konsumując swe żałosne życie, by w końcu pęknąć od tego chorego obżarstwa. Powoli stajemy się narodem dziwolągów i własnych karykatur kierowanych przez media i kolejne mody, niczym stado debilnych baranów...
Patrząc na ludzi dookoła mam wrażenie że z ich dzisiejszymi postawami Polska szybko zostałaby jedną z republik ościennych krajów, a o polskim języku nikt by już nawet nie słyszał... Miejmy to na uwadze, zanim po raz kolejny powiemy "nie idę na wybory, bo dziś za zimno"... Idąc do urn głosujemy przecież na ludzi z własnego okręgu, którym lokalne problemy są o wiele bliższe sercu niż np. panu X ze Szczecina... A to, że kampania niektórych partii była po stokroć żałosna i opierała się na szkalowaniu innych osób i ugrupowań - no cóż, w końcu możemy wybrać kogo innego! Pamiętajmy, że jeśli nie wybierzemy mniejszego zła, inni wybiorą za nas większe! Do zobaczenia zatem przy urnach!
11 września 2001 r. - atak terrorystyczny na World Trade Center i Pentagon. Podczas ataku zginęło około 2,7 tys. ludzi. Kolejna rocznica z wielką pompą, solidarność, dyskusje, deklaracje i pamięć. Tyle tylko, że tego samego dnia w innym regionie zginęło około 35 tysięcy osób.... Podobnie jak w inne dni tego miesiąca, 35 tysięcy ludzi w strasznych mękach zmarło z głodu, 800 milionów codziennie głoduje... Obecnie szacuje się, że w samej tylko Afryce codziennie z głodu umiera 40 tysięcy ludzi (średnio co niespełna 4 sekundy), w tym 18 tysięcy dzieci, rocznie zaś jest to już 15 milionów, w tym 5 mln dzieci... W latach 90. ponad 100 milionów dzieci zmarło z powodu chorób i głodu.
Corocznie z głodu ginie 2000 (sic!) razy więcej ludzi niż liczba ofiar katastrofy Titanica i World Trade Center razem wziętych. Można było temu zapobiec za cenę 10 bombowców Stealth lub zaledwie dwudniowych światowych wydatków na cele wojskowe...
11 września 2001 roku:
- Ofiary: 35 615 (źródło: FAO)
- Gdzie: biedne kraje
- Specjalne programy TV: brak
- Artykuły prasowe: brak
- Akcje solidarnościowe: brak
- Prezydenckie przemówienia: brak
- Papieskie przemówienia: brak
- Minut ciszy: nie zanotowano
- Żałoby narodowe: brak
- Zorganizowanych forum: brak
- Giełda: olała sprawę
- Euro: nie zmieniło kursu
- Stan alarmowy: nie ogłoszono
- Zmobilizowane armie: brak
- Pomoc finansowa: brak
- Teorie spiskowe: brak
- Główni podejrzani: bogate kraje
Dlaczego tak się dzieje? Bo to przecież ludzie gorszej kategorii, gorsi od tych spasionych hamburgerów którym tłuszcz przysłania już oczy... Gorsi od tych, co nie widzą już nic oprócz własnego interesu i wyświechtanej, amerykańskiej flagi - "wielkiego" symbolu "wielkiego" państwa... Chyba większość już zapomniała, że ich dalecy krewni w Afryce umierają z głodu... Ale nie mi ich sądzić - powoli sami zaczynają zapadać się pod własnym ciężarem, a mi jakoś wcale nie jest ich żal. Wszak na własne życzenie uwikłali się w te wszystkie konflikty... Tylko dlaczego do ich interesów musimy się dokładać z naszych własnych kieszeni, a przy tym bać się każdego napotkanego na ulicy araba? Bo to Polska właśnie...
4 września br. Międzynarodowa Organizacja Normalizacyjna ISO odrzuciła mocno forsowany przez Micro$oft na nowy, drugi "standard" ISO, format "OOXML - OfficeOpenXML" (podczas gdy prawdziwie otwarty i jedyny standard (ODF-OpenDocumentFormat) został już dawno zatwierdzony, a użycie "open" w nazwie implementacji wewnętrznego formatu korporacji jest jawną dezinformacją i nadużyciem).
Cała sprawa nie obyła się jednak bez kontrowersji w szeregu państw na całym świecie, m.in. odwołania głosowania w Szwedzkim Instytucie Standaryzacyjnym (po pojawieniu się licznych oskarżeń pod adresem Micro$oftu o kupowanie głosów) czy dziwnej procedury Polskiego Komitetu Normalizacyjnego, który po niepomyślnym dla Micro$oftu głosowaniu Komitetu Technicznego 171 z nieznanych nikomu powodów zmienił opiniujący komitet na taki, który prawie jednomyślnie opowiedział się za przyjęciem Micro$oft OfficeOpenXML... Wskutek tego Polska niestety poparła M$ OfficeOpenXML jako standard ISO...
Krew mnie już zalewa gdy od niepamiętnych czasów patrzę na wypowiedzi coraz to lepszych "rządowych fachowców", którzy przez swoje brudne interesy i nieznajomość realiów pozwalają wyciekać górom NASZYCH pieniędzy za ocean, a kolejne ekipy za parę srebrników napychają kabzy przerośniętym, spasionym molochom. No ale cóż, od zawsze prościej było wydawać pieniądze biednych, nieświadomych Polaków, na deser wciskając im ciemnotę o braku alternatyw i inne idiotyzmy... Że nie wspomnę o trwającej już 8 lat bezskutecznej, kroczącej drogą niekończącej się korupcji i milionowych afer informatyzacji ZUSu, która pochłonęła już miliardy złotych z naszych kieszeni... Ech, a to Polska właśnie!
Dla zobrazowania tego jakże ciekawego "zjawiska" polecam rzut oka na mapkę z rozkładem głosów poszczególnych państw. Bardzo ciekawie przedstawia się również porównanie głosów zestawione ze współczynnikiem korupcji - okazuje się bowiem że im większa korupcja w kraju, tym większe szanse na zaakceptowanie M$ OOXML jako standardu... Trupie czaszki informują zaś o poważnych nieprawidłowościach poczas głosowań w poszczególnych państwach.
Dezaprobatę tymi brudnymi praktykami możesz wyrazić klikając banner "NO OOXML" po prawej stronie i podpisując petycję, natomiast więcej o tej na odległość śmierdzącej sprawie dowiesz się m.in. ze strony Fundacji Wolnego i Otwartego Oprogramowania.