Polinowski żuraw
"Ranek był. Wielkie krople błyszczały na bylicach i burzanach, rzeźwe powiewy wiatru suszyły ziemię, na której po deszczach stały szerokie kałuże, jakoby jeziorka rozlane, w słońcu świecące. Poczet namiestnikowy posuwał się z wolna, bo trudno było pośpieszyć, gdy konie zapadały czasem po kolana w miękkiej ziemi(...). Jakoż drugiego dnia o południu, przejechawszy szmat lasu, dojrzał już wiatraki w Rozłogach rozrzucone po wzgórzach i pobliskich mogiłach.(...) Dalej wieś rozrzucona dworzyszczowych, a jeszcze dalej widnieje i żuraw studzienny na dworskim majdanie. Namiestnik wspiął konia i kopnął się cwałem, a za nim pocztowi; lecieli tak przez wieś z brzękiem i gwarem". - Henryk Sienkiewicz "Ogniem i mieczem".
Taki właśnie "żuraw na dworskim majdanie" dumnie wyciąga szyję również na Polinowie od niepamiętnych czasów.
Już w momencie zakupu majątku przez Michała Kobylińskiego, dawny żuraw (może nie tak okazały jak obecny) stał tutaj dzielnie służąc swym użytkownikom - zarówno przy czerpaniu wody pitnej, jak i pojeniu zwierząt gospodarskich. Drewniane wiadro z okuciami wiszące nad studnią miało dużo większą pojemność niż zwykłe, wskutek czego do jego wyciągnięcia potrzeba było sporej siły. Oczywiście poprawne działanie żurawia studziennego zależy od jego odpowiedniego wyważenia, co powinno przełożyć się na duże opory przy zanurzaniu wiadra i znaczne ułatwienie w jego wciąganiu.
Trochę historii
W "Encyklopedii staropolskiej" Zygmunta Glogera czytamy: "Studnie budowano pierwotnie w ten sposób, że w wykopanym wądole i znalezionej wodzie stawiano 4 słupy olszowe, które obijano od zewnątrz szczapami olszowemi i osypywano ziemią. Z postępem czasu zaczęto zdrębinę czyli cembrzynę układać z dylów olszowych bez słupów, tylko zacinając końce bierwion bądź w węgieł czyli w kostkę lub w kier jak u domów, bądź w pazę.(...) Przy płytkich studniach nie stawiano sochy i żórawia, ale czerpano wodę wiadrem zawieszonem na kluczce, czyli drążku z sękiem".
Nieopodal polinowskiej studni znajdowała się wielka drewniana krypa, którą w późniejszych czasach zastąpiła metalowa (jej czasy jeszcze większość z nas pamięta). To właśnie stąd przez dziesiątki lat czerpało się wodę pitną, która to służyła w domowych obowiązkach wszystkim mieszkańcom. Po wyciągnięciu żurawiem i przelaniu do wiader niosło się ją przez całe podwórze, by wreszcie wtargać schodami na górę kamienicy, w której to koncentrowało się przecież wówczas całe polinowskie życie. Oczywiście przez cały okres użytkowania studni jej dno było systematycznie oczyszczane ze szlamu i mułu osiadłego na dnie, co zapobiegało jej ciągłemu spłycaniu. Przy okazji tej czynności z dna studni wyciągano niekiedy stare zardzewiałe wiadra, siekiery i inne przedmioty codziennego użytku.
Niestety w latach 80., po przeprowadzeniu analizy w specjalistycznej stacji badawczej, woda z naszej studni okazała się... niezdatna do picia (i to nawet dla zwierząt!). Zapewne było to spowodowane podsiąkaniem i spływaniem szkodliwych substancji spod budynków gospodarskich, które okalały przecież cały teren, a także wymywaniem różnych związków z całego podwórza, które dodatkowo w tym czasie pokryte było żużlem. Jak widać jednak, mieszkańcy mieli nie tylko końskie zamiłowania, ale też i zdrowie. Dziś zniknęły już zwierzęta gospodarskie, a wraz z nimi warstwa nawozu pokrywającego całe podwórze, co pozwala sądzić że obecnie woda z naszej studni nadaje się już do spożycia. Tym bardziej, że na jej dnie wybija źródło, stale zasilając ją świeżą wodą.
W późniejszym okresie stary żuraw został zastąpiony pompą (w latach 60.) - najpierw mniejszą, później większą, by dziś ponownie dać miejsce tej pięknej tradycji czerpania wody drewnianym wiadrem na długiej żerdzi. Dziś studnia nie jest już tak często używana jak dawniej, a część tubylców pewnie już o niej nie pamięta. Mijając ją codziennie z obojętnością wielu ludzi nie zdaje sobie dziś sprawy, jak ważną rolę kiedyś pełniła. Wraz z pojawieniem się na Polinowie wodociągów zniknęli także mieszkańcy dźwigający ciężkie wiadra z wodą do swoich domostw. Dlatego warto aby nowo postawiony żuraw wciąż przypominał nam o dawnych dziejach i zwyczajach tego pięknego skrawka ziemi, jakim jest Polinów.
Budowa żurawia
5 kwietnia 2001 r. - to następna data, która popycha Polinów w stronę jego dawnej, szlacheckiej świetności. W tym dniu nad naszą nieużywaną już od lat studnią zawisło ramię wielkiego żurawia - kontynuując jednocześnie tradycję tego kluczowego niegdyś dla mieszkańców Polinowa miejsca.
Fundatorem i organizatorem całego przedsięwzięcia, a także częściowo budowniczym żurawia był oczywiście Jan Kobyliński - któremu to Polinów w dużym stopniu zawdzięcza swój obecny wygląd. O materiały budowlane wcale nie było łatwo, a złożyły się na nie: duża sosnowa rosocha, długa prosta belka poprzeczna oraz żerdź, na której zawisło drewniane wiadro - jednak dużo mniejsze niż kiedyś. Podczas operacji stawiania tego "wodnego czerpaka" nie obyło się bez sporych trudności - jest to teren, na którym jeszcze niedawno spoczywała góra kamieni - pieczołowicie zwożonych z pól w celu późniejszego wykorzystania, wskutek czego wykopanie dołu pod podstawę było bardzo trudnym i pracochłonnym zadaniem.
Po całym dniu mozolnej pracy pomalowany żuraw stanął wreszcie na swoim miejscu - czyli dokładnie tam gdzie jego poprzednik, przy naszej polinowskiej studni, trochę już zapomnianej, a służącej przecież dzielnie przez lata wszystkim mieszkańcom Polinowa. Miejmy nadzieję, że ten "pomnik dawnych czasów" pozostanie tu na długie lata i nie będzie ostatnim symbolem Polinowa, który coraz bardziej zaczyna przypominać mały skansen naszego dziedzictwa.
Poezja na zakończenie
"Latem ci złożę naręcze kwiatów
zerwanych w polu, mokrych od rosy,
do środka włożę gałązkę malin
i dwa dojrzałe pszeniczne kłosy.
Zapachem pól twój dom wypełnię,
muzyką lasów, wiatrów graniem,
żuraw studzienny psalm ci zanuci
i zbudzi cię przed świtaniem.
W otwartym oknie ci złożę,
niech budzą podziw twój najszczerszy,
rankiem je znajdziesz i odgadniesz,
że to wiązanka moich wierszy".
Stefan Sidorczuk (ludowy poeta ze Stawek k. Włodawy)
"Modlitwa jesienna"
"Przez szyby twych okien zapatrzonych w stawy
Przychodzi jesień cicho, sennie i srebrzyście,
Rozrzuca strzępy złota między zeschłe trawy,
Gdy modlę się o ciebie do żółknących liści.
Blada mgła jesienna snuje się przez wrzosy
I pieśń o barwnej ciszy w sercu wciąż mi dzwoni,
Płynie wiatr alejami, rozwiewa twe włosy,
Jakby chciał się na pamięć nauczyć ich woni.
Ostatnie już w tym roku kwiaty mrą pod płotem,
Stary żuraw studzienny skrzypi gdzieś w oddali,
Jakieś burze błękitne i czarne i złote
Przepływają w twych oczach nie znane mi wcale".
M. Ostrycharz